• RSS

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt!


Na Święta życzę wam tylko jednego - szczęścia. 
Bo jak się jest szczęśliwym, to wszystko inne się w tym zawiera: zdrowie, radość, miłość, odpoczynek, spełnienie. 

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Asia.

   

Co zrobić, kiedy chcecie piernik, a nie macie miodu


W planie miała dwa pierniki na święta. Kupiłam wszystkiego na zapas: mąki, masła, cukru, miodu, cynamonu. Tak wyliczyłam, że po jednym pierniku skończył mi się miód. Obliczenia, przekleństwo humanistów w kuchni.

Chciałam drugi piernik bardzo. Kij już z tym brakiem miodu! Wrzuciłam do miski po kolei co mi sie nawinęło pod rękę i wszystko,c o pachniało korzennie. Dodałam wszystkiego "na oko". Jestem dumna z tego przepisu, bo piernik wyszedł miękki, puszysty, mokry, z dużą ilością bakalii i pięknie pachnący przyprawami. Czekoladowy, z chrupiącą skórką. Prosty, szybki i awaryjny, kiedy zabraknie wam miodu a strasznie nie chce wam się iść do sklepu.

Piernik "awaryjny" (bez miodu)

Składniki:

  • 100 g cukru pudru
  • 3 jajka
  • 1 łyżka oleju
  • 200 g mąki
  • 100 g masła
  • 3 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 3 łyżki przyprawy do pierników
  • 1 duża garść suszonych śliwek
  • 1 duża garść rodzynek
  • 1 duża garść suszonej żurawiny
  • 1 duża garść płatków kokosowych (nie wiórków)

Przygotowanie:
Wymieszaj ze sobą wszystkie składniki. Przełóż ciasto do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą blachy. Napełnij maksymalnie do 3/4 wysokości formy, bo ciasto bardzo rośnie, szczególnie na środku. Włóż do pieca nagrzanego do temperatury 170 stopni C. Piecz ok. 30-40 minut. 
Smacznego!

Piernik na piwie


Kilka dni temu Żywiec przysłał mi mały upominek pod choinkę: jasne piwa i gadżety od Paulanera. Złożyło się idealnie, bo wymyśliłam sobie na te święta upiec piernik inny od wszystkich, które robiłam do tej pory. Prosty wniosek: ciasto na piwie. 

Zaraz potem przegrzebałam Internet i blogi w poszukiwaniu przepisu i jest! Znalazłam u Ani. Jako jedyny był przepisem, do którego mogłam wykorzystac jasne piwo, a nie ciemnego Guinessa. Problem w tym, że lubię ciemne pierniki, a te na jasnym piwie wychodzą bledziutkie. Ale wystarczyło dosypać kakao i problem z głowy. 


Jeśli chodzi o piwo, najlepiej do tego ciasta użyć właśnie jasnego. Jeśli macie w domu ciemne, skorzystajcie raczej z innego przepisu, gdzie w składnikach jest ciemne piwo (jest ich w internecie sporo) niż zmieniajcie ten przepis. To naprawdę ma znaczenie. Piwa ciemne i jasne mają inne właściwości. Wyjaśnię to na przykładzie Paulanera.

Oba piwa są pszeniczne, mają prawie tyle samo ekstraktu chmielowo-słodowego, alkoholu i kalorii (różnią się nieznacznie o ok. 0,2%). I na tym różnice się kończą.

Jasny Paulaner ma świeży, łagodny smak i owocowo-drożdżowy aromat. Pachnie lekko korzennie, goździkami i miodem, przez co idealnie nadawała się do mojego piernika. Jest naturalnie mętny, z wysoką pianą. Produkuje się go metodą bez filtrowania, przez co zawiera więcej witamin, minerałów i mikroelementów niż piwa filtrowane. 

Ciemne piwo zawiera w sobie więcej ciemnego słodu pszenicznego, dzięki czemu jego barwa nie jest miodowa, a kasztanowa. Jest bardziej wyrazisty w smaku, bardziej intensywnie też pachnie.


Piernik na jasnym piwie ma łagodny, słodki smak. Można w nim wyczuć aromat piwa, ale nie jest dominujący i nie pachnie alkoholem. Podobno jest tak, że używając trunków w kuchni (smażąc, piekąc, gotując), podczas obróbki termicznej alkohol wyparowuje, pozostawiając jedynie smak. To by się zgadzało z piernikiem. Jest bardzo puszysty, miękki i lekko wilgotny. A jeszcze ze śliwkami i przełożony kremem czekoladowym - poezja!


Piernik na piwie (jasnym)
przepis od Ani
  • 400 g mąki
  • 1 łyżeczka sody
  • 100 g masła
  • 30 g cukru pudru
  • 3 jajka
  • 170 g cukru kryształu
  • 170 g miodu
  • 1/2 szklanki jasnego piwa
  • 2 łyżki kakao
  • 2 łyżki przyprawy do pierników
  • 1/2 szklanki suszonych śliwek
  • krem do przełożenia: 250 g gęstej śmietany (12 lub 18%), łyżka cukru pudru, 1-2 łyżki kakao
Przygotowanie:
1. Miód podgrzewamy na małym ogniu. Dodajemy cukier kryształ. Mieszamy ogrzewając aż cukier się rozpuści. Nie doprowadzamy do zagotowania, podgrzewamy tylko tyle aby rozpuścić cukier. 
2. Żółtka ucieramy z cukrem pudrem i masłem. Białka ubijamy na sztywną pianę.
3. Mąkę przesiewamy z sodą i przyprawą piernikową.
4. Do masy żółtkowej dodajemy letni miód, mąkę z przyprawami i gdy składniki się połączą dodajemy piwo. Mieszamy aż ciasto będzie gładkie. Do ciasta dodajemy pianę z białek i delikatnie mieszamy (łyżką! nie mikserem).
5. Ciasto przelewamy do wąskiej i długiej keksówki. Ciasto powinno sięgać najwyżej do 3/4 wysokości, bo dosyć mocno wyrasta. Pieczemy przez ok. 40-50 minut w temperaturze 170 – 180 stopni C. Sprawdzamy patyczkiem czy piernik jest upieczony.
6. Po upieczeniu ostudź ciasto i przygotuj krem. Wymieszaj śmietanę, cukier puder i kakao. Pokrój piernik wzdłuż na trzy warstwy. Nałoż krem na pierwszą i przykryj drugiem plackiem. Z drugim zrób to samo i przykryj trzecim. Trzeciego już nie smaruj kremem.

Piernik najdłużej świeży pozostanie, gdy owiniesz go folią aluminiową i schowasz w ciemnym, chłodnym miejscu. 

Smacznego!

Dla piwoszów znalazłam jeszcze ciekawostkę o tym, jak nalewać piwo, żeby wydobyć najlepszy aromat:

Szklankę do piwa pszenicznego najlepiej przepłucz lodowatą wodą, co ułatwi ci kontrolowanie pianki. Ważne, byś w trakcie nalewania trzymał szklankę ukośnie. Butelkę oprzyj na brzegu szklanki i powoli przelewaj do niej złocisty płyn, a otrzymasz piękną koronę piany. Piwo pszeniczne jest piwem z charakterem. Najpierw wlej do szklanki trzy czwarte zawartości butelki, potem lekko nią wstrząśnij, by podniósł się osad drożdży i wlej resztę, nadając swojemu piwu indywidualny charakter.



O produkcie:
Paulaner, piwo pszeniczne obj. alkoholu 5,5%, zaw. ekstraktu 12,5%
Wytwórca: Browar Paulaner
Pochodzenie: Monachium, Niemcy
Dystrybutor w Polsce: Żywiec
pojemność: 400 ml
więcej informacji na stronie pl.paulaner.com

środa, 12 grudnia 2012

Rozwiązanie mikołajkowego konkursu

Książki otrzymują:
marysiag53
magdamus
zajackaz

Gratuluję dziewczyny! Już wysyłam Wam maile.

czwartek, 6 grudnia 2012

Konkurs mikołajkowy

Byliście grzeczni?
Mam trzy egzemplarze "Przepisu na życie" Agnieszki Pilaszewskiej w wersji powieściowej! Przeczytałam, odpoczęłam przy niej i mogę polecać. I rozdawać (oczywiście te nieprzeczytane) :)


Tym razem będzie trochę trudniej, bo...

Co trzeba zrobić?
Podać swoje trzy wymarzone książki pod choinkę. Ale! Wszystkie muszą być nowościami wydawniczymi. Można wybierać spośród wszystkich, które ostatnio ukazały się w księgarniach lub które mają się ukazać w najbliższym czasie (do świąt). 

Na obstawianie swoich typów macie tydzień. Odpowiedzi można zostawiać w komentarzach do przyszłego czwartku (13 grudnia). Zwycięzców wybiorę i ogłoszę w piątek na blogu. W ostatnim przedświątecznym tygodniu podam Wam swoje typy na gwiazdkowe prezenty literackie i być może dołączę do nich kilka Waszych tytułów :)

W komentarzach koniecznie zostawiajcie swoje maile, żebym mogła skontaktować się ze zwycięzcami.

Nagrody sponsoruje Wydawnictwo literackie

środa, 5 grudnia 2012

Rozwiązanie kreatywnego konkursu

Podwójne zestawy książek pojadą do:

Joaśki, za pana Józka: "My namiętnie, z córką lat niespełna 3, z książek i drewnianych klocków budujemy piętrowy domek dla lalek tudzież dla pana Józka. Ostatnio okazało się, że pan Józek to postać z książki o Bożym Narodzeniu, córa przyniosła książkę, wyszukała odpowiednią stronę a tam na obrazku w stajence Jezusek, Maryja i... pan Józek :)".

Inviernity za trzymanie odpowiedniego poziomu: "Kiedy byłam niemowlęciem mama obkładała mnie książkami, bo mi głowa leciała na jedną stronę;) I tak już zostało. Teraz obkładam sama - siebie, męża i dzieci. I jakoś trzymamy pion intelektualny".

Pauli Rogóż za genialny pomysł na przyszły rok: "Wydaje mi się że fajnie zrobić sobie wyzwanie . Ile mam wzrostu tyle przeczytam . Najlepiej grube książki . :D Ciekawe czy by mi się udało przy 175cm . Gdyby zaliczyć podręczniki szkolne to na pewno!".

Jurata za oczywiste zastosowanie książek, które usprawiedliwia czytanie tylko tych cienkich: "No książka przede wszystkim służy do tego, że jak biurko się chyboce, to ciach!, książka na podłogę i pod nogę. Gorzej z tymi grubymi. Ale kto kupuje grube książki, jak się tego wsadzić pod nogę biurka nie da?"

Gratuluję dziewczyny! Skontaktuję się z Wami mailowo.

   

piątek, 30 listopada 2012

Upiór w domowej operze


Lektura tej książki powoduje płakanie i krztuszenie się ze śmiechu oraz niekontrolowane wybuchy głośnego bezobciachowego rechotu. Więc jeśli jesteś matką (albo planujesz nią zostać), ucieknij przed wrzeszczącymi dziećmi do łazienki, zamknij się na cztery spusty, a kiedy usłyszysz dobijanie się i skrobanie do drzwi, udawaj, że nic nie słyszysz. Przygotuj sobie kąpiel z toną piany i czytaj. A jeśli nie masz dziecka, hm, no cóż, po prostu zaaplikuj sobie „Wyznania upiornej mamuśki” na wyśmienity humor.

Ale od początku. Kiedy ludzie są ze sobą, w pewnym momencie zaczynają myśleć o maleńkiej istotce, słodszej niż lukier na piernikach i bardziej różowej niż krem na puszystych, maślanych babeczkach. Im bliżej narodzin, tym przyszli rodzice bardziej dziubdzialkują i świergolą o swojej małej kruszynce/żabce/bąbelku. Dziecko się rodzi. Cudowna sielanka utrzymuje się przez calutki tydzień, przez następny tydzień dogorywa, aż w końcu oboje stają się gorliwymi wyznawcami tego, co Jill Smokler wie już od dawna: każdy, kto twierdzi, że macierzyństwo to samo dobro, przechodzi fazę wyparcia albo wspomaga się prochami.


Autoironiczna, zabawna i napisana z dużym dystansem książka. Początkowo wcale nie miała być książką, a wcześniej nie miał powstać blog, na podstawie którego powstała książka. Ale autorka miała już dość szlajania się po domu w powyciąganych dresach ze ściągaczami. Książki ze sztywnymi kartkami też jakoś przestały ją kręcić. Przez kilka miesięcy pisała o swoich przeżyciach, utrapieniach i domowych przygodach młodej mamuśki. Z opisów przeżyć przypominających fragmenty wyciągnięte z oferty obozu survivalowego dla zaawansowanych, w wersji mama+dziecko, powstały „Wyznania upiornej mamuśki”.


Kto więc sądzi, że wychowanie dziecka to bułka z masłem, szybko przekona się, że tej bułki z masłem nie będzie miał nawet kiedy w spokoju zjeść. Pewne jest za to jedno – na pewno nie będzie narzekał na nudę. A z podejściem autorki do macierzyństwa na chandrę też nie ma szans.
Jill Smokler – Wyznania upiornej mamuśki (Znak, Kraków 2012, s. 190)

czwartek, 29 listopada 2012

Ciasteczka z wróżbami



Trzy lata temu (jeszcze na starym blogu, którego już nie ma) zrobiłam pierwsze ciastka z wróżbami, które trochę bez przekonania wrzuciłam na blog, po czym okazało się, że zrobiły furorę: posypały się komentarze, maile, znajomi i nieznajomi zaczęli prosić o upieczenie takich dla nich. Są tutaj. Były faktycznie niezłe, ale po jakimś czasie twardniały i ciężko z nich było wydobyć wróżby. Posiedziałam trochę nad przepisem, pogmerałam w książkach kucharskich i znalazłam niezłe proporcje. W dodatku była okazja - zaprzyjaźnione centrum językowe zapytało, czy nie przygotowałabym specjalnie dla nich trochę ciastek. "Trochę" okazało się być trzystoma sztukami. Bagatela.


Było warto - ciastka są pyszne, pachnące masłem i cukrem. Karteczka się nie przykleja do ciastek i łatwo można ją wydobyć, rozwinąć i przeczytać. Ciastka są kruche jak należy, nie twarde ani nie niedopieczone. Można je upiec jak kto chce: bardziej albo mniej zrumienione (ja wolę pierwszą opcję). I najwazniejsze - krótko się pieką! ;)

Ciasteczka andrzejkowe (z wróżbą II)
przepis z książki "Ciasteczka" Carli Bardi

Składniki na ok. 40 ciastek:

  • 2 szklanki (300g) mąki pszennej
  • 150 g masła
  • 150 g cukru
  • 1 duże jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżka mleka
  • wróżby wypisane na małych karteczkach

Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 180 stopni C. Wszystkie składniki wymieszaj w dużej misce, przełóż na stolnicę i wyrób gładkie ciasto. Zawiń w folię spożywczą i włóż do lodówki na pół godziny. Wyciągnij, rozwałkuj na cienkie ciasto, wycinaj kółka foremką albo szklanką. Na środek każdego kładź zwiniętą karteczkę z wróżbą i zlepiaj jak pierogi. Układaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, wywijaj ciasteczka rogami do siebie i wstaw do pieca na 10-12 minut (bez termoobiegu). 


wtorek, 27 listopada 2012

Do czego służy książka? Konkurs kreatywny

Konkurs!

Kiedy wrzuciłam newsa na fb o tym, że książki przyszły i czy najpierw pisać recenzję, czy najpierw zrobić konkurs, zostałam storpedowana komentarzami dobitnie wyrażającymi Wasze zdanie. Łacznie z komentarzem "dajże co wygrać!".

Więc daję :)
Do wygrania są dwie najnowsze książki, które ukazały się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka: Stacey Ballis "Smaki życia" i Manueli Kalickiej i Zbigniewa Zawadzkiego "Tutto Bene". Mam do rozdania 4 takie zestawy. 


Co trzeba zrobić?
Znaleźć niestandardowe zastosowanie dla książki. Wiadomo, książka jest do czytania, ewenualnie do udawania podstawki. Zadanie konkursowe to znaleźć kreatywne zastosowania książki. Im bardziej pomysłowo, tym lepiej. 
Odpowiedzi można zostawiać w komentarzach do przyszłego wtorku (4 grudnia). Zwycięzców wybiorę i ogłoszę w piątek na blogu. W komentarzach koniecznie zostawiajcie swoje maile, żebym mogła skontaktować się ze zwycięzcami.

Nagrody sponsoruje wydawnictwo Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Jest kapitalnie


Mania, córka Izabeli Meyzy i Witolda Szabłowskiego, ma wszystko: kolorowe zabawki, książeczki ze sztywnymi kartkami. Tańczące, śpiewające i świecące wszystkimi kolorami tęczy pluszaki. I klocki, które niemal budują się same. W jeden dzień traci wszystko, bo rodzice z kolorowego pokoiku wymyślają sobie przenieść ją i siebie do mieszkania pełnego wnętrzarskich hitów PRLu: meblościanki zamiast regału, wersalki zamiast łóżka oraz czajnika i Inki zamiast ekspresu do kawy z kapsułkami espresso.

Bye bye modne bluzeczki, reservedy, h&my, cottonfieldy i cały kapitalizmie w wersji na tyłek. Witajcie szare mydło, wodo kolońska Brutal i fryzjerskie fiu-bździu ludu pracującego, czyli trwało na głowie. Witaj seksowny wąsiku a’la polski mechanik w średnim wieku i koszulko rolnika bez rękawów. Do tego ziemniaki na okrągło: tłuczone, smażone, zapiekane, w kluskach, w cieście, w sałatce. I tak przez bite sześć miesięcy. Dzień w dzień.


Meyza i Szabłowski, prywatnie małżeństwo, a publicznie dziennikarze, postanowili na pół roku odświeżyć PRL. Wymyślili eksperyment, który na ponad dwadzieścia tygodni miał przenieść ich w świat cofnięty o trzy dekady, czyli w lata osiemdziesiąte. Jeśli samochód, to tylko maluch. Jeśli podróż, to tylko do Bułgarii. Tym maluchem. A jeśli przepisy, to tylko z „Przyjaciółki”. Pojawił się jednak oczywisty problem: w sklepach jest teraz wszystko i nie da się udawać, że jest inaczej.

Więc jak tu udawać PRL w niepeerelowym świecie?


Jest śmieszno i straszno jednocześnie. Śmieszno, bo komuna w kapitalizmie jest absurdem samym w sobie. Para autorów szybko przekonuje się, że ten śmiech może być jednak śmiechem przez łzy. Świetnie opisana próba przywrócenia nieprzywracalnego, która pokazuje, że dobrze, że za niektórymi rzeczami tęsknimy – dopóki tylko tęsknimy i nie przyjdzie nam do głowy urządzać powtórki z rozrywki. Czysta satyra na naszą kapital(istycz)ną rzeczywistość. 

Izabela Meyza, Witold Szabłowski – Nasz mały PRL (Znak, Kraków 2012, s. 320)

Na koniec materiały poglądowe.

Tak wyglądają autorzy normalnie:

źródło: polskieradio.pl

A tak wyglądali przez pół roku swojego prywatnego PRLu:

źródło: wyborcza.pl

sobota, 24 listopada 2012

Śród żywych duchów


Listopad 1988 roku, zaniedbana łączka na warszawskich Powązkach. Małgorzata Szejnert na każdym z pięciu symbolicznych grobów kładzie krótki list. Kartkę przyciska zniczem. Jest przekonana, że groby są puste, ale wie, że wieczorem ktoś tu przyjdzie.
Lipiec 2012 roku, ta sama kwatera „Na Łączce” cmentarza Powązkowego. Rozpoczęły się prace ekshumacyjne. W tym miejscu przez osiem lat, od 1948 do 1956 roku zdążono pochować kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Wśród nich są prawdopodobnie szczątki, których przez siedemdziesiąt lat nie można było odnaleźć. Wśród tych kilkuset zaginionych byli m.in. gen. Fieldorf „Nil”, rotmistrz Pilecki, Józef Kozołwski „Las” i Major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. To tylko te najbardziej kojarzone nazwiska.

Od lipca śledzę doniesienia o ekshumacji w mediach: dziennikarze pisali o tym w gazetach, trąbiono w telewizjach i stacjach radiowych. Największe poruszenie wywołały newsy o Pileckim i Nilu. Tymczasem Małgorzata Szejnert ponad 24 lat temu zaczęła badań sprawę tajemniczego znikania więźniów politycznych straconych w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Nie wiadomo było, gdzie byli chowani – nie było żadnych oficjalnych dokumentów, śladów, a tym bardziej osób, które by o tym otwarcie mówiły. Szejnert nie dała za wygraną. Niestrudzona dziennikarka pukała bladym świtem do drzwi zakrystii, chodziła w kółko po „Łączce” szukając najmniejszych śladów, które mogłyby zwrócić jej uwagę, nauczyła się czytać grube akta między wierszami. Poświęciła swoją książkę bohaterom wojennym, których władza ludowa starała się wymazać z kartotek, archiwów i ludzkiej pamięci. Przez kilkadziesiąt lat synowie, córki, siostry i żony żołnierzy 1 listopada nie mogli jeździć na groby swoich bliskich. Bo nie mieli gdzie.  

Reportaż Małgorzaty Szejnert jest hołdem złożonym tym zasłużonym, którzy w zamiarze władz PRL mieli stać się bezimienni. Dziennikarskie śledztwo, przy którym momentami aż wstrzymuje się oddech. Nie mogłam nadziwić się, że dopiero po 24 latach od ukazaniu się pierwszego wydania książki, IPN podjął prace ekshumacyjne. Kolejna zagadka, której nie zrozumiem, bo logika podpowiadałaby inne rozwiązanie. Może dlatego, że logicznych rozwiązań w PRLu w ogóle było niewiele.



Małgorzata Szejnert – Śród żywych duchów (Znak, Kraków 2012, s. 400)

czwartek, 22 listopada 2012

Subtelność niemożliwa


Ona – dziewczęca, marzycielska, lubi sok morelowy. On – męski, słuchający, postanawia się z nią ożenić. Ich życie jest jak bajka bez głośnych kłótni czy rozbitych talerzy. Miłość tak niemożliwa, że gdy pewnego dnia on wychodzi pobiegać i ginie w wypadku, jej zawala się cały świat. Zostaje tylko praca, przyjaciele i dom. Potem już tylko praca.


Aż w tej rutynie pewnego dnia ona całuje znajomego-nieznajomego, swojego brzydkiego jak noc pracownika. Po chwili ja po ubodzeniu się z transu zapomina o całej sprawie, ale Nowy On zapomnieć nie chce. Tam, gdzie kończy się rutyna, zaczyna się delikatność. Ale nie dosadna, harlequinowa, różowa i pstrokata. Delikatność taka, na jaką stać francuskich pisarzy. Jeden z kobiecych magazynów (Cosmopolitan) w swojej recenzji napisał, że pisarstwo Foenkinosa jest pełne świeżości, komizmu i przywołuje na myśl styl Woody’ego Allena. Nie wiem czy porównywanie do Allena stało się ostatnio jakoś szczególnie modne, ale ja nie widzę powiązań. Nie wiem z której strony i w czym proza Foenkinosa jest podobna do scenariuszy i filmów Allena. A jego produkcje kocham nad życie.

Nie dopatrzyłam się też w „Delikatności” komizmu. Może dziennikarki z „Cosmo” i ja mamy tak wybitnie różne poczucie humoru? Bo ja w książce znalazłam subtelność, tęsknotę i romantyczność. Ale nie tę nachalną, a delikatną właśnie. Foenkinos pisze tak, jakby był stworzony do pisania właśnie takich historii. Na pół rzeczywistych, na pół nierealnych, gdzieś z pogranicza życia i nieżycia. „Delikatność” czyta się jak wiersze – jej lektura odrealnia, pozwala się zagubić i nie bać się iść przed siebie unosząc się kilka sentymentów nad ziemią i z głową w chmurach.

Jest piękna.


David Foenkinos – Delikatność (Znak, Kraków 2012, s. 210)

środa, 21 listopada 2012

Delikatny konkurs - rozwiązanie

Świeżutkie egzemplarze "Delikantości" Davida Foenkinosa otrzymują:
    • a.romoslawska- za mleczne cappucino i waniliowe ptasie mleczko. Kawa zawsze i zawsze z pianką. A jeśli doda sie do tego drugą piankę z ptasiego mleczka, wychodzi czysta poezja.
    • Krakowianka w Bieszczadach - za makaroniki. Bo to byłby również mój typ, bo są kwintesencją delikatności i drobności. I bo je absolutnie uwielbiam robić.
    • Paula (slodkiepychotki) - za pavlovą, czyli kruchą bezę, delikatną bitą śmietanę i sezonowe owoce. Magia.
    Zwyciężczynie bardzo proszę o przesłanie adresu do wysyłki na adres: bookmeacookie@gmail.com

    Wszystkim bardzo dziękuję za udział i propozycje delikatnych potraw. 

    Szykujcie się - za niedługo kolejny literacki konkurs!

    wtorek, 20 listopada 2012

    Pytanie na śniadanie, czyli bliny, pluszki i kovrizhka


    Tak było w porannym piątkowym "Pytaniu na śniadanie" w TVP2. Julka i Antek spisali się rewelacyjnie. Pluszki (rosyjskie bułeczki na słodko), ciasto miodowe z migdałami i bliny zniknęły, zanim zdążyłam spakować wszystko i wyjść ze studia. Było tak pysznie, że ekipa prawie rzuciła się na jedzenie :) Dzieciaki na bliny mówiły gliny i wyjadły wszystkie migdały z szafek.

    Dziękuję (ja i cały team Dzieciaków w formie) całej ekipie TVP2 - szczególnie panom dźwiękowcom i kamerzystom za nienasycony apetyt i zachwyty nad wypiekami, prowadzącym za świetną atmosferę, a Alkowi Halickiemu za zdjęcia. Podziękowania należą się też organizatorom Festiwalu Sputnik nad Polską, z którymi współpracowałam przy nagraniu i w szczególności Agnieszce Karczewskiej za  całą okazaną pomoc i wsparcie.

    Informacje o możliwości dołączenia do warsztatowanych dzieciaków i program zajęć kulinarnych, które prowadzę dla dzieciaków: TUTAJ.

    Aktualności i informacje o 6. Festiwalu Sputnik nad Polską: TUTAJ.

    Przepisy z programu i kilka słów o potrawach - niżej. Zdjęcia: Aleksander Halicki.

    Ciasto kovrizhka
    inspiracja: ruscuisine.com

    Proste, szybkie, obłędnie pyszne. Trzeba tylko uważać, żeby nie spalić go na wierzchu, więc najlepiej piec w dużej foremce (żeby nie było wysokie) i bez termoobiegu. Pięknie pachnie miodem i cynamonem. Zróbcie do niego słodką śmietankę, wtedy jest jeszcze lepsze!

    Składniki:
    • 1 i ½ szklanki mąki
    • ½ szklanki cukru
    • ½ szklanki masła/margaryny
    • 2 jajka
    • 2 pełne łyżki miodu
    • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
    • 1 łyżeczka cynamonu
    • Posiekane migdały
    • Do polania: kwaśna, gęsta śmietana + cukier
    Przygotowanie:
    Nagrzej piekarnik do 170 st. C. Białka ubij z cukrem na sztywną pianę. Dodaj powoli żółtka. Ostrożnie wymieszaj. Rozpuść masło, ostudź i wlej do jajek. Do tego przesiej mąkę, cynamon i proszek do pieczenia. Ciasto przełóż do wcześniej natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia formy, na wierzchu poukładaj migdały, możesz dodatkowo posypać cukrem. Piecz ok. 25 minut.
    Po upieczeniu ostudzić i wyciągnąć z formy. Można podawać polane gęstą śmietaną wymieszaną z cukrem.


    Pluszki – bułeczki rosyjskie
    Nie sądziłam, że będą aż tak proste do zrobienia! Mięciutkie bułeczki, z środku z makiem, cynamonem i cukrem. Można posypać dodatkowo cukrem pudrem, ale dla mnie to było niepotrzebne słodzenie. Jest pysznie i słodko bez tego.

    Składniki:
    • 250 g mąki
    • 25 g świeżych drożdży
    • 5 łyżek cukru
    • 70 g masła
    • 1/3 szklanki mleka
    • Nadzienie: rozpuszczone masło, mak, cukier i cynamon
    Przygotowanie:
    Drożdże pokruszyć, wymieszać z 1 łyżką maki, 1 łyżką cukru i zalać ciepłym mlekiem, aby zakryć drożdże. Wymieszać. Przykryć ściereczką, odstawić do wyrośnięcia na kwadrans. Pozostałą mąkę i cukier wsypać do miski, dodać masło, pozostałe mleko i na końcu rozpuszczone drożdże. Wymieszać. Przełożyć na stolnicę i zagnieść na jednolite, elastyczne ciasto. Podzielić ciasto na 8 równych kawałków, każdy rozwałkować, posmarować rozpuszczonym masłem, posypać cynamonem, cukrem i makiem i zwinąć w rulonik. Pośrodku naciąć i przełożyć oba końce przez środek. Piec ok. 20 minut w 190 st. C.


    Proste bliny 
    Biorąc pod uwagę, że bliny robiłam pierwszy raz (nie tylko z tego przepisu - pierwszy raz w ogóle) i w ogóle nie wiedziałam, co mi wyjdzie, efekt przeszedł moje - i jak sie okazało nie tylko moje - oczekiwania. Zdjęcia: brak. Wszystko zostało zjedzone zanim Alek zdążył zrobić zdjęcia. Ekipa i dzieciaki jedli prawie prosto z patelni, stojąc nad nią i pytając, kiedy będą następne i dlaczego tak mało (a zrobiłam z podwójnej porcji). Z przepisu wychodzą puszyste placuszki, które dodatkowo rosną na patelni dzięki drożdżom i pod wpływem gorącego tłuszczu. Po upieczeniu lekko opadają, bo pozbywają się z siebie nadmiaru powietrza. Najlepiej robić nieduże, okrągłe bliny.

    Składniki:
    • 300 g mąki pszennej
    • 2 jajka
    • 1 łyżka roztopionego masła
    • 2 dag świeżych drożdży
    • 1 szklanka ciepłego mleka
    • Sól i pieprz – przy blinach na słono lub 1 łyżeczka cukru – przy blinach na słodko
    • Dodatki: wędzony łosoś, kwaśna śmietana, natka pietruszki, na słodko: marmolada
    Przygotowanie:
    Białka ubić na sztywno. Drożdże rozpuścić w miseczce mleka, dodać roztopione masło, mąkę, sól i pieprz (lub cukier). Nakryć ściereczką i odstawić na kwadrans w ciepłe miejsce. Kiedy urośnie, delikatnie wmieszać do masy białko. Rozgrzać olej na patelni i formować niewielkie placuszki. Smażyć na złoto z obu stron. Podawać z dodatkami.


    Akwarelowy Humanus



    Pod tajemniczym pseudonimem Groszek ukrywa się autor kolejnej książki dla dzieci wydanej przez Officynę. Pisałam o niej przy okazji recenzji książek Jimmiego Liao. „Humanusa” ilustrował Henryk. Beznazwiskowy jak Groszek. Żaden Henryk Ka, Henryk Pe. Henryk „no name”. Ale ani jego imię, ani nazwisko nie jest mi na dłuższą metę do szczęścia potrzebne. Wystarczą mi ilustracje. 


    Treść nie powaliła co prawda mnie na kolana, ale spodoba się dzieciom – jest bohater, jest odrobina tajemnicy, całość kończy się morałem. Groszek stworzył historię humanusa – człowieka, który wychowuje się wśród delfinów. Pewnego dnia wszystko się zmienia, delfiny nie chcą już, aby należał do ich stada. Człowiek od tej pory musi radzić sobie sam. Wiadomo co autor miał na myśli, nie ma tu wielu ukrytych sensów.  Są za to piękne ilustracje. Może dlatego, że są proste: niebieskie, żółte i zielone plamki namalowane akwarelami.

    Po prostu tyle.
    Aż tyle.


    Groszek – Humanus (Wydawnictwo Officyna, Łódź 2012)


    Related Posts with Thumbnails