• RSS

wtorek, 31 lipca 2012

Krakowski konkurs

O , jaki piękny konkurs dla Was przygotowałam :) 

Nagrodami są 3 nowości książkowe lipca: "Do it in Kraków" dziennikarskiego trio Kursa, Pelowski, Romanowski - po uszy zakochanych w swoim mieście Krakusów, którzy wreszcie napisać przewodnik po miejscach, które w Krakowie naprawdę warto zobaczyć. Nie znajdziecie tu Sukiennic, Wawelu ani Kościoła Mariackiego, za to zrozumiecie dlaczego krakowski co-working jest tak niesamowity, poznacie fenomen poranków w Bunkrze Sztuki i zakochacie się w Cafe Culce. Spragnionych więcej odsyłam do recenzji książki (pisałam już o niej tutaj).


Co trzeba zrobić, aby wygrać egzemplarz książki?

1. Będzie mi bardzo miło, jeśli polubicie kuchareczkowy fanpejdż na fb. O tu.

2. Należy odpowiedzieć na pytanie, jaki krakowski regionalizm śmieszy Was najbardziej :)

Odpowiedzi możecie zostawiać w komentarzach pod tym wpisem lub. Koniecznie nie zapomnijcie podać swojego maila!

Konkurs trwa od dziś do 13 sierpnia. Zwycięzców ogłoszę na blogu w ciągu 3 dni od zakończenia konkursu.

Powodzenia!

Szóste piętro


Wieża idealnej słodkości - ze zrównoważonymi smakami, jednocześnie aksamitna i chrupka. Jest i ciasteczko, i czekolada, i bita śmietana, i nawet chwila dla zdrowia schowana w płatkach owsianych i jabłku na szczycie.

W przerwach od opychania sie soczystymi malinami, świeżymi porzeczkami i pachnącymi brzoskwiniami, czasami mam ochotę na coś bardzo nieowocowego. I wtedy z pomocą przychodzi garnuszek do roztapiania czekolady, mikser do ubijania śmietany, miska do pokruszenia ciasteczek i metalowe obręcze do deserów (niezawodne Makro).

Które, swoją drogą, też miały swój udział w wybraniu akurat tego deseru zamiast upieczenia kolejnych ciasteczek. Bardzo chciałam je mieć, i to już od dłuższego czasu. Tymczasem gdy w końcu położyłam je na blacie, nie wiedziałam co z nimi zrobić. Chodziłam wokół nich kilka dni. Ani galaretka mi nie pasowała, ani jakieś wymyślne konstrukcje z biszkoptu przekładanego masą. Wreszcie wymyśliłam, że zrobię mus czekoladowy. I jak zawsze, na musie się nie skończyło...


Deser jest najprostszy na świecie i można dowolnie zmieniać skład poszczególnych warstw w zależności od tego, co akurat ma się w lodówce i szafkach :) Zamiast migdałów można dodać płatki owsiane, zamiast bitej śmietany - ser mascarpone, a jabłka zastąpić orzechami i suszonymi owocami. Kto nie lubi gorzkiej czekolady, może zamienić ją na białą albo mleczną, choć według mnie gorzka pasuje tu idealnie, bo równoważy smaki i nie przesładza całości.


Sześciopiętrowy deser czekoladowy

Składniki na 3 desery:
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady
  • pół tabliczki mlecznej czekolady
  • 350 ml śmietanki 30% lub 36%
  • szklanka kruchych ciasteczek
  • 1 łyżeczka cukru pudru
  • 7-8 łyżek masła
  • pół szklanki płatków owsianych
  • pół szklanki posiekanych w płatki migdałów
  • 2 duże jabłka
Przygotowanie:
I warstwa: ciasteczkowy spód. Pokrusz ciasteczka na pył, dodaj 3-4 łyżki masła i zagnieć (tak, aby powstała ciasteczkowa kula - jeśli będzie sie kruszyć, dodaj więcej masła). Masą wylep spody wewnątrz metalowych obręczy.
II warstwa: mus czekoladowy. Roztop gorzką i mleczną czekoladę w kąpieli wodnej. W osobnej misce ubij śmietanę na sztywno, dodając pod koniec łyżeczkę cukru pudru. Prawie całą bitą śmietanę (zostaw trochę na później na samą górę deseru) przełóż do rondelka z czekoladą i bardzo delikatnie wymieszaj, najlepiej szeroką szpatułką. Przełóż na ciasteczkowe spody.
III warstwa: owsiano-migdałowa. Wymieszaj płatki owsiane i migdały z pozostałym masłem, wyłóż ostrożnie na mus czekoladowy. Leciutko przygnieć, ale uważaj, bo mus jest jeszcze płynny. 
IV warstwa: resztka czekoladowego musu once again.
V warstwa: reszta bitej śmietany.
VI warstwa: owocowa. Pokrój jabłka w cieniutkie plastry i ułóż na bitej śmietanie. Pośrodku możesz ułożyć coś drobnego, np. rodzynkę lub orzeszka.

Smacznego!



M. Kursa, W. Pelowski, R.Romanowski, Zrób to w Krakowie
(wyd. Agora, Warszawa 2012, s. 242)


A co konkretnie? W mieście, w którym obowiązkowym punktem programu jest triada Wawel-Sukiennice-Kościół Mariacki i gdzie na każdym kroku zieje smok wawelski (ten prawdziwy albo pluszowa wersja mini do miętoszenia i do doczepienia do kluczy), pierwszych kroków wcale nie trzeba  kierować tam, gdzie idą wszyscy turyści. Z podobnego założenia wyszła trójka dziennikarzy, autorów „Do it In Kraków”. Przewodnik niestandardowy, w którym nie znajdziecie Wawelu, Jamy Michalika czy zachwalania wystaw w Muzeum Narodowym. Bo to trochę książka dla i o nowomieszczańskim Krakowie, który rano tłumnie jedzie na rowerach zjeść śniadanie w Bunkrze Sztuki, potem spacerem na Kazimierz, kawusia i ciasteczko w Kolorach albo Alchemii albo w wersji dla zapracowanych mały stolik w ogródku na Placu Nowym, w wymiarach idealnie mieszczący laptop, kalendarz i komórkę. Krakowianie kochają też powstające jak grzyby po deszczu biura co-workingowe, w których można wynająć miejsce do pracy na godziny, tygodnie, miesiące. Może to dlatego, że jest tu aż tyle ludzi wykonujących wolne zawody, którzy nie mają szefa, z góry ustalonych godzin pracy czy wrednej kadrowej i dzięki temu miasto nadal szczyci się swobodną i twórczą atmosferą.

„Zrób to…” to także przewodnik po miejscach mało uczęszczanych przez turystów, co jest często powodem do wielkiej radości mieszczuchów, którzy nie muszą zmagać się z hordami przyjezdnych okupujących ich ulubione miejsca. Książka jest rewelacyjnie napisana, z wplecionymi w opisy wywiadami z ludźmi ważnymi dla Krakowa (m.in. Adam Chrząstkowski, Michał Rusinek, Cecylia Malik).

Swoją drogą wreszcie się doczekaliśmy, -śmy: Krakusy. Bo po m.in. „Do it in Warszawa” i „Do it In Szczecin”, od jakiegoś czasu coraz bardziej tęsknym wzorkiem przeglądałam katalogi nowości wydawniczych Agory, w nadziei, że może wreszcie ktoś zechce trochę zadowolić małopolskich turystów, a trochę podlizać się Krakusom. Tak tak, o to drugie też chodzi. A myślicie, że dlaczego zaraz po tym, jak dostałam informację, że książka się ukazuje, skleciłam i wysłałam najszybszego maila w moim życiu do wydawcy. Fakt, może nie był zbyt wylewny, ale za to bardzo konkretny. I dzięki temu możecie teraz wygrać egzemplarze książek... ale o tym w kolejnym wpisie.

wtorek, 17 lipca 2012

Rusz głową



Stanęłam nad foremką na płytkie muffinki, ale jakoś nie wyobrażałam sobie zrobić w nich babeczek. Bo niby jak? Wystarczy że lekko wyrosną (a zawsze rosną), a ciasto rozleje się po całej formie i z pięknie uformowanych muffinek wyjdzie jedno wielkie ciasto z wypustkami po dziurach od foremki.

No to może coś innego?
Czekoladki.
Nie, czekoladki były. O ile nie są w kształcie ludzików, choinek i bałwanków na Boże Narodzenie albo w fikuśnych kształtach z nadzieniem w środku - są nudne.

Pomyślałam, że wymyślę coś w trakcie. Zaczęłam łamać czekoladę na kawałki i wrzucać do rondelka. Stopiłam, ale to by było za proste. Dodałam cukru pudru, bo D. nie lubi gorzkiej czekolady, a jak tylko on je zobaczy, ja zaraz potem zobaczę pusty talerz. Ale po dodaniu cukru czekolada zbiła się w brzydkie krupki. Dolałam więc śmietanki i na wszelki wypadek masła. Strzał w dziesiątkę! Po zastygnięciu czekoladki nie były twarde, ale jedwabiście miękkie, w jednym kawałku, ale w fakturze jak trufle. Do tego dobra czekolada zrobiła swoje. Smak - cudowny, bogaty, mocnoczekoladowy.

Genialnie pyszne, a proste.
Trzeba tylko ruszyć głową.

I mieć fajną foremkę :) Pisałam już o swojej jakiś czas temu. Znalazłam ją w Makro i od razu chciałam ją mieć, bo nigdzie indziej nie mogłam znaleźć akurat takiego kształtu: płaskiej, ale okrągłej foremki. Jest idealna na czekoladki i najważniejsze - nie jest blaszana, więc łatwo się wygina i wyjmuje z niej słodkości.

 

Zabawne czekoladki

Składniki na 15 sztuk:
  • 2 tabliczki dobrej gorzkiej czekolady
  • 6 łyżeczek cukru pudru
  • 1,5 łyżki śmietanki 30% lub 36%
  • 1 łyżeczka masła
  • 3/4 tabliczki białej czekolady
  • migdały (całe, w łupinkach)
  • pestki słonecznika
  • mielone orzechy lub cynamon do posypania
Przygotowanie:
Wlej do garnka trochę wody, zagotuj. Na garnku połóż mniejszą miskę, szklaną lub metalową. Umieść w niej kawałki gorzkiej czekolady i poczekaj, aż zacznie się topić pod wpływem temperatury w tzw. kąpieli wodnej. Kiedy czekolada będzie całkiem roztopiona, dodaj do niej masło, cukier puder, śmietankę i wymieszaj na gładką, gęstą masę. Jeśli będzie za gęsta i nie będzie dało się jej mieszać - dodaj odrobinę więcej śmietanki. Jeśli za rzadka - dosyp cukru pudru.
Czekoladę nakładaj łyżeczką do płytkich foremek i delikatnie uklepuj, aby przybrała kształt foremki (łyżeczką lub palcami). Rondelek z roztapiania czekolady umyj, wytrzyj do susza i ponownie umieść w kąpieli wodnej. Tym razem rozpuść białą czekoladę, nic do niej nie dodając. Aby przygotować konkretną dekorację czekoladek:
  1. żołędzie - połowę migdała umaczaj w roztopionej białej czekoladzie, połóż na środek czekoladki w foremce i dorób "ogonek" z pestki słonecznika
  2. motyle - na środek czekoladki ciapnij odrobiną białej czekolady. Przekrój migdał na pół i połóż na czekoladce na odwrót niż przy przekrawaniu, tj. tak, aby wypukłości połówek migdała były zwrócone do siebie, tworząc skrzydełka. Dwa czułki motylka zrób z pionowo ustawionych pestek słonecznika
  3. z posypką - ciapnij na środek czekoladki kleks z białek czekolady, posyp zmielonymi orzechami (jak ja) lub cynamonem (też dobre).
Smacznego! :)

Tak wygląda w środku - jest obłędnie czekoladowa!




Cristian Alarcon - Ja, transa
(wydawnictwo Karakter, Warszawa 2012, stron: 336)


Cristian Alarcon, argentyński reporter, trafia do Buenos Aires. A może raczej sam pcha się dokładnie w sam środek świata, gdzie przyjaźnie i interesy przypieczętowuje się nie mocnym uściskiem ręki, ale białymi kreskami, wdychanymi przez zielone zawiniątka. Sukcesu nie przelicza się na dolary, ale na ilość sprzedanych półgramowych działek albo przetransportowanych pod czujnym okiem pracowników lotniska kilogramów narkotyku ukrytych we własnym żołądku. Jeden gwałtowny ruch, jedno zapomnienie się i ścianka opakowania może rozerwać się, fundując mulicy, dziewczynie przewożącej towar, ostatnie zlecenie w życiu. Nie robi się tego dla pieniędzy, bo i tak nie ma luksusowych produktów, które można za nie kupić. Transas i narkos działają po to, żeby mieć z czego utrzymać własne dzieci, które często gardzą nimi i donoszą na nich władzy. Jeśli jesteś transą, w najlepszym wypadku może cię okraść i znienawidzić rodzony syn. W najgorszym - najlepszy przyjaciel może z kamienną twarzą zastrzelić cię serią z karabinu. W Buenos Aires kobiety są być twardsze od swoich mężów, a mężczyźni ani na chwilę nie mogą się zapomnieć i chcąc odpocząć, naiwnie położyć się w hamaku w swoim ogrodzie. Bo żona usłyszy tylko strzały, po których może zrobić tylko jedno: spakować się, wziąć dziecko na ręce i wyjechać handlować gdzie indziej. Każdy w Buenos Aires jest kimś - jeśli nie dilerem, to przemytnikiem, drobnym złodziejaszkiem albo prostytutką. Alarcon nie widzi tylko marginesu, to raczej margines w Buenos Aires jest tak duży, że nie pozostaje wiele miejsca na inny sposób na życie.

piątek, 6 lipca 2012

B jak...

Book me a Cookie is back!

O tak tak, za bardzo sie stęskniłam, żeby leżeć do góry brzuchem i nic nie robić. Chociaż mogłabym. Egzaminom mogę zagrać na nosie, pomachać na pożegnanie i ostentacyjnie potargać wszystkie notatki, do których już nigdy w życiu nie wrócę. Przesiedzieć pół miesiąca nic nie robiąc. 

Ale nie! Nie potrafię. Kocham to co robię i robię to, co kocham. Między moją pasją i pracą jest cienka czerwona linia, tak cienka, że czasami wcale jej nie widać. 

Witajcie więc na nowo ciasteczka, blachy, Dzieciaki, maluchowe warsztaty kulinarne, witaj Mrożku, Osiecka, Alarconie, Różewiczu i duecie Iwanicki&Dott! 

I witajcie po przerwie bookmeacookowicze (rany Julek, jak to odmienić?!). 

Book me a Cookie wróciło na stałe i jest literacko i kuchennie niewyżyte.



Related Posts with Thumbnails