• RSS

wtorek, 28 lutego 2012

Nie podpieraj ściany

Tylko książki! 

W poprzednim wpisie pisałam o nowym książkowym pomyśle. Tak! Będzie więcej książek. Co jakiś czas oprócz standardowego połączenia pyszność+dobra książka, będę wynajdywała to, co mnie zachwyca, co lubię i co mnie inspiruje książkowo na co dzień. Ładne, czasami pokręcone rzeczy, świetne pomysły do wykorzystania, dobre miejsca - czyli wszystko, co książkowo szałowe (dla ułatwienia będę otagowywać to jako na dodatek). Bo lubię ładne rzeczy.

Tyle wstępu - czas na meritum. Nigdy nie wiedziałam jak je profesjonalnie nazwać, bo i chyba same nie mają jednej ustalonej nazwy - po angielsku bookends, po polsku: podpórki, stojaki, ograniczniki? Pierwsze moje skojarzenie to trzymaki do książek, ale zawsze, jak tak mówię w sklepie, to nie dostaję tego, czego chcę. 

Trzymadełka niżej zachwyciły mnie totalnie. I niech mi ktoś teraz powie, że nie warto mieć książek w domu :)


 źródło: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9.

sobota, 25 lutego 2012

Nie lubię owsianki


Wpadłam na pomysł. Więc poszłam do kuchni, wyjęłam wszystko, co suszone i słodkie, i zaczęłam mieszać. Wiadomo - przy pieczeniu myśli się lepiej. Mieszanie i uklepywanie jest trochę monotonne, a monotonia sprzyja zastanawianiu się. Co z tego wynikło, napiszę jeszcze później.

Bo póki co czas na płatki owsiane. Nie przepadam za owsianką - nawet jeśli jest z czekoladą, miodem i miliardem różnych pyszności - nie lubię. Dałabym się za to pokroić za batoniki owsiane. Nie chcę ich kupować, bo w większości mają w sobie składniki, o których słyszę pierwszy raz w życiu i których nazwy są tak pogmatwane, że trudno mi je wypowiedzieć. A fe. A te są najprostsze na świecie i próżno w nich szukać smakowych oszustów. Są orzechy, żurawina i rodzynki (jeśli ktoś nie lubi rodzynek, może je wyrozumiale pominąć), mnóstwo ziaren  i orzechy. Jeśli ktoś bardzo lubi, może dodać czekoladę. Ja sypię zamiast niej wiórki kokosowe - dzięki temu batony są nieco miększe i cudownie pachną. 

A później można je pokroić na prostokątne kawałki, zamknąć w dużym szklanym słoiku na ciastka, postawić na blacie w kuchni i podkradać się do niego na paluszkach. Albo zapakować i wrzucić do torebki na drugie śniadanie. I koniecznie przewiązać wstążką, bo nie ma to tamto - trzeba sobie samej sprawiać małe przyjemności.


A pomysł, o którym napisałam wcześniej? Jest książkowy. Będzie tutaj - na blogu - więcej książkowych pomysłów, pozytywnie pokręconych drobiazgów i rzeczy, które lubię. Będę pisać o książkowych inspiracjach i ciekawostkach częściej, nie tylko w kontekście wypieków. Tak jak lubię.

Batoniki owsiane 
(Przepis Nigelli)

Składniki:
  • 397 g mleka zagęszczonego słodzonego - czyli 1 puszka
  • 250 g płatków owsianych górskich
  • 75 g wiórków kokosowych
  • 100 g suszonej żurawiny + 2 garści rodzynek
  • 125 g mieszanki nasion (pestki słonecznika, dyni, sezam, siemię lniane)
  • 125 g niesolonych orzechów (może być jeden rodzaj, a może być mieszanka różnych)
Przygotowanie:
Mleko skondensowane podgrzać w garnuszku, ale nie do zagotowania. W misce wymieszać wszystkie suche składniki, dolać ciepłego mleka, dobrze wymieszać. Formę o wymiarach ok. 20 x 35 cm wyłożyć papierem do pieczenia, na to wyłożyć przygotowaną mieszankę, wyrównać powierzchnię. W zależności od tego, jakie lubi się batony można masę lekko ugnieść - bez tego dla mnie były zbyt miękkie. Ale też nie ugniatać masy na siłę, bo wtedy zrobią się kamyczki, nie batony. Piec ok. 1 godziny w temperaturze 130 st. C. Po wyjęciu i przestudzeniu pokroić na 16 prostokątnych batoników.


Jeff Potter - Gotowanie dla geeków

To jest jedna z tych chlubnych chwil, w których łamię swoją żelazną zasadę, że o książkach kucharskich nie piszę. O dobrych aż wstyd byłoby mi nie wspomnieć. Absolutnie pokręcona, pozytywnie nienormalna i niestandardowo fantastyczna: książka kucharska dla geeków. Czytałam ją kawał czasu - nie dlatego, że jest nudna, ale dlatego, że to ten typ książki, którą się długo czyta. To nie jest książka hop-siup, siądzie się raz i machnie całą w jeden w wieczór. Ją trzeba odkrywać powoli, nawet z przerwami, czasami kiedy jest potrzebna, a czasami dla czystej przyjemności. Tak, jak nie czyta się encyklopedii, słownika i zwykłej książki kucharskiej na raz, tak Gotowania dla geeków też nie przelatuje się na jedno posiedzenie. Jeff Potter zrobił (napisał!) kawał dobrej roboty, zbierając wszystkie najbardziej zakręcone jedzeniowe fakty pomiędzy dwiema okładkami. I nie jest to bynajmniej hasłowy spis rzeczy, które zawsze chciało się wiedzieć, ale nie wiadomo było, czy są prawdą (choć to też), ale zbiór najróżniejszych ciekawostek urozmaiconych krótkimi wywiadami, obrazkami, wykresami, tabelami i ramkami, z których można korzystać na miliard sposobów - jak komu odpowiada: od pierwszej do ostatniej strony, od końca albo na wyrywki. Znajdziecie tu oprócz klasycznych przepisów (rzadziej), receptury zdrowo pokręcone (zdecydowanie częściej, na przykład "zrób sobie swoją pektynę"), wypis zastępników typowych alergenów (czyli: nie pijesz mleka, nie jesz truskawek, krztusisz się fistaszkami? Zobacz, czym możesz je zastąpić), czy kuchenne rady życiowe tak fantastycznie proste, a trudno na nie samemu wpaść. Jakkolwiek by z tej książki nie korzystać, zawsze  będzie podana idealnie.

niedziela, 19 lutego 2012

Warsztaty pieczenia zdrowych słodkości dla dzieci


Po zimowej przerwie, moje warsztaty kulinarne dla dzieci nie tylko wracają na dobre do Warszawy, ale i startują te w Krakowie! :) 

Program na marzec: pieczemy zdrowe słodkości! Bo słodycze mogą być nie tylko pyszne, ale i zdrowe! Wszystkich małych kucharzy czeka mnóstwo atrakcji i pysznej zabawy. Program warsztatów oraz szczegółowe informacje o terminie, zapisach i miejscu znajdziecie w warsztatowej zakładce (tutaj).



Zapraszam! :)


poniedziałek, 13 lutego 2012

Piżama party


P. przyszła po ostatnim egzaminie. Przyniosła ciasto francuskie, warzywa i rozłożyła się w mojej kuchni. I zaczęło się. 


Obieranie, gotowanie, zlepianie brzegów ciasta. Zapachy z piekarnika i ciągłe: już? czy to już? I jeszcze: co oglądamy? A masz szampana? Wzrok P., której oznajmiłam, że jem w łóżku. Prawie weszłam w kubek barszczu czerwonego i spałam z okruszkami (i wcale mi to nie przeszkadzało). Palce zapadające się w ciepłe ciasto francuskie, bo takie było delikatne. Dużo wybuchów śmiechu i oldschoolowe piżamy.

I pierwsza przeczytana po egzaminach książka.


Przepis, mimo że nie jest słodki, jest pieczony. Więc pasuje do book me :)

Francuskie pakieciki z warzywami

Składniki:
  • 2 duże ziemniaki
  • 2 marchewki
  • 1 szklanka brukselki
  • 1 łyżka oliwy
  • 1 łyżka masła
  • 1 opakowanie mrożonego ciasta francuskiego
  • białko z 1 jajka - rozmemłane widelcem
  • na sos czosnkowy: 200 g jogurtu naturalnego, 1 łyżka majonezu, 2 ząbki czosnku, szczypta majeranku, sól i pieprz do smaku
Przygotowane:
Wyciągnij z lodówki ciasto francuskie i nagrzej piekarnik do 200 st. C. Ziemniaki i marchewki ugotuj razem ze skórką, w lekko osolonej wodzie. Obierz dopiero po ugotowaniu i wystudzeniu. Brukselkę obierz, ugotuj w osolonej wodzie w osobnym garnku. Przełóż wszystkie warzywa do miski, przypraw pieprzem i rozgnieć na purée. Wlej na patelnię oliwę i poczekaj, aż się rozgrzeje. Wrzuć warzywne purée. Wrzuć na wierzch kawałki masła i podsmażaj na średnim ogniu, stale mieszając. Spróbuj - jeśli będzie za mało wyraziste, dopraw solą lub pieprzem. Po usmażeniu przełóż do miski i zabierz się za ciasto francuskie. Rozłóż płat na blacie i pokrój na 8 kwadratów. Na środek każdego połóż kupkę purée. Przykryj ciastem tak, żeby wszystkie cztery rogi kwadratu zlepiły się na środku. Posmaruj po wierzchu białkiem. Takie "paczuszki" przełóż na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i wstaw do nagrzanego piekarnika na ok. 20-30 minut. W czasie, kiedy ciasto będzie się piekło, zrób sos czosnkowy: wymieszaj jogurt, majonez, rozgnieciony czosnek, dopraw majerankiem, solą i pieprzem. Po upieczeniu przełóż pakieciki na talerz i podaj z sosem. 
Mniam!




Carlos Ruiz Zafon - Światła września


To była jedna jedyna książka, którą mogłam czytać przez sesję. Nie dlatego, że miałam czas, bo nie było go wcale, ani dlatego, że musiałam ją przeczytać - wcale nie. Zafon jest jedyny, któremu udaje się skłonić mnie do czytania, kiedy mam już po dziurki w nosie czytanych przez cały dzień i pół nocy zapisanych drobnym maczkiem notatek. I kiedy chciało mi się potwornie spać, Zafon czarował nową książką i zakopana pod kołdrą czytałam do 2 i 3 nad ranem. 
Wiedziałam, ze tak będzie. Bo Zafona uwielbiam, zresztą piszę o tym przy okazji ukazywania się każdej nowej książki. Za to, że pochłaniam go na raz, zawsze żałując, że to już koniec (niezależnie, czy ma miliard stron jak Gra Anioła czy Cień Wiatru, czy jest chudziutką Mariną). I za to, że mogę go czytać wszędzie i zawsze jest mi jednakowo obojętne, gdzie jestem: w fotelu swoim lub czyimś. A czasem nawet w ogóle nie siedząc. To niesamowite, że książka pod względem emocji działa na mnie silniej niż film. Światła września są napisane momentami tak, że wstrzymywałam oddech. Siedziałam pozwijana jak kulka, z której wystawała tylko ręka z książką. I czytałam: o fabrykancie zabawek, jego aż za bardzo rzeczywistych, mechanicznych kukłach, o dwójce nazbyt ciekawskich dzieciaków i tym wszystkim, co z tego musiało wyniknąć. Nic więcej nie zdradzę. Inaczej popsułabym całą zabawę.

czwartek, 9 lutego 2012

Powroty są najfajniejsze

Jestem, wróciłam :) Dzisiaj jeszcze wyjątkowo bez przepisu i bez książki, choć już piekę i czytam. I mam masę nowych, totalnie odlecianych pomysłów w głowie.
A tymczasem lecę do piekarnika, w którym pieką się francuskie pyszności :)
Related Posts with Thumbnails