• RSS
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kruche. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kruche. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 listopada 2012

Ciasteczka z wróżbami



Trzy lata temu (jeszcze na starym blogu, którego już nie ma) zrobiłam pierwsze ciastka z wróżbami, które trochę bez przekonania wrzuciłam na blog, po czym okazało się, że zrobiły furorę: posypały się komentarze, maile, znajomi i nieznajomi zaczęli prosić o upieczenie takich dla nich. Są tutaj. Były faktycznie niezłe, ale po jakimś czasie twardniały i ciężko z nich było wydobyć wróżby. Posiedziałam trochę nad przepisem, pogmerałam w książkach kucharskich i znalazłam niezłe proporcje. W dodatku była okazja - zaprzyjaźnione centrum językowe zapytało, czy nie przygotowałabym specjalnie dla nich trochę ciastek. "Trochę" okazało się być trzystoma sztukami. Bagatela.


Było warto - ciastka są pyszne, pachnące masłem i cukrem. Karteczka się nie przykleja do ciastek i łatwo można ją wydobyć, rozwinąć i przeczytać. Ciastka są kruche jak należy, nie twarde ani nie niedopieczone. Można je upiec jak kto chce: bardziej albo mniej zrumienione (ja wolę pierwszą opcję). I najwazniejsze - krótko się pieką! ;)

Ciasteczka andrzejkowe (z wróżbą II)
przepis z książki "Ciasteczka" Carli Bardi

Składniki na ok. 40 ciastek:

  • 2 szklanki (300g) mąki pszennej
  • 150 g masła
  • 150 g cukru
  • 1 duże jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżka mleka
  • wróżby wypisane na małych karteczkach

Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 180 stopni C. Wszystkie składniki wymieszaj w dużej misce, przełóż na stolnicę i wyrób gładkie ciasto. Zawiń w folię spożywczą i włóż do lodówki na pół godziny. Wyciągnij, rozwałkuj na cienkie ciasto, wycinaj kółka foremką albo szklanką. Na środek każdego kładź zwiniętą karteczkę z wróżbą i zlepiaj jak pierogi. Układaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, wywijaj ciasteczka rogami do siebie i wstaw do pieca na 10-12 minut (bez termoobiegu). 


czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozchmurz się!


Kruche i pełnoziarniste, bo takie lubi P. Albo czekoladowe, albo z ziarnami. Miały być i jedne, i drugie, ale tych pierwszych nie zdążyłam już upiec. Zamiast tego, żeby nie było za zwyczajnie, pełnoziarniste zamieniły się w ciastkowe zjawiska pogodowe, każde zyskało oczy i buzię. Czasem trochę krzywą, ale taka podobała mi się bardziej. I każda z uśmiechem w inną stronę.


Samo robienie tych ciasteczek: mieszanie, zagniatanie, lepienie, wycinanie, już rozchmurza. Nie trzeba do tego nawet ładnej pogody. Bo jak się patrzy na to, jak te ciasteczka są urocze, uśmiech przychodzi sam. I może nawet lać i grzmieć, może strzelać błyskawicami i walić gradem (wszystko w pakiecie w sierpniu).

Kij! Są uśmiechnięte ciastka, jest dobrze.


Pełnoziarniste ciasteczka na niepogodę

Składniki na ok. 60 sztuk:
  • 225 g miękkiego masła
  • 140 g cukru
  • 1 żółtko
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 100 g mąki pełnoziarnistej razowej (może być jakakolwiek inna pełnoziarnista)
  • 140 g mąki pszennej
  • szczypta soli
Przygotowanie:
1. Rozgrzej piekarnik do 190 stopni C. Dwie blachy wyłóż papierem do pieczenia. 
2. Masło i cukier (zwykły i waniliowy) zmiksuj na puszystą, jasnożółtą masę. Dodaj żółtko i miksuj jeszcze przez chwilę. Wsyp mąki i zagnieć na gładkie ciasto (jeśli będzie sie wkleić, dodaj jeszcze trochę mąki).
3. Posyp stolnicę mąką i rozwałkuj na niej ciasto na placek grubości 4-5 mm. Powycinaj z niego kółka z pokarbowanymi brzegami (słonka) i chmurki foremką jak na pierniczki-katarzynki.  Jeśli nie masz takich foremek, słońca możesz wyciąć zwykłą szklanką, a chmurki wyciąć nożem. 
4. Oczy odciśnij patyczkiem do szaszłyków (nieostrą częścią), a buzie zaznacz małym ostrym nożykiem (gładkim, bez ząbków). 
5. Ułóż ciasteczka na blasze i wstaw do piekarnika. Piecz ok. 10 minut, aż do zrumienienia. Mój piekarnik ma turbodoładowanie i upiekł na rumiano w 8 minut, więc czas pieczenia bardzo zależy od piekarnika, jakiego się używa. Jeśli więc po 10 minutach ciasteczka wydadzą Wam się nieupieczone, dopieczcie do 12 minut.
Smacznego!

Dziś wyjątkowo bez cytatu. Myślę, że sami dojdziecie czemu, po recenzji :)

Agata Nowak – Angielski nie gryzie!
(wyd. Edgard, Warszawa 2011, s. 170)

Chyba jeszcze nie recenzowałam niczego związanego z nauką języków obcych. Jak widać, do czasu. Albo raczej do trafienia na niezłą książkę. „Angielski nie gryzie” to zestaw ćwiczeń w najróżniejszej formie: dopisywanek, połączeń, uzupełnień, wpisywania czegoś w odpowiednie miejsca, łączenia w pary. Są też mini-dialogi, gramatyka w pigułce i spora dawka ciekawostek i mini słowniczków na końcu każdego rozdziału. Dla tych, którzy szybką się nudzą na kursach językowych i przy podręcznikach, w których zazwyczaj są takie same zestawy ćwiczeń (reading, speaking, writing i do czasu do czasu repeating i uzupełning), książka powinna być jak znalazł. Mam zresztą mały problem  z zaklasyfikowaniem tego do książek. Bo te są do czytania, a „Angielski…” jest bardzo interaktywny, suchego tekstu jest tam niewiele, w większości to ćwiczenia. Podręcznik – też raczej nie. To już bardziej coś na kształt zeszytu do ćwiczeń, tyle że w mniejszym formacie (A5) i lżejszy. Sprawdziłam, idealnie mieści się do torebki. Wypróbowałam go też od strony praktycznej – na sobie i kilku osobach, które ostatni raz na lekcji angielskiego były parę lat temu. Działa, i to w dość zaskakujący sposób: ludzie sami, z ciekawości rozwiązywali ćwiczenia. Kiedy się znudzili, odkładali, po czym za jakiś czas ponownie otwierali, coś wpisywali. Często nie po kolei, pomijając niektóre strony, by potem do nich powrócić. Na tym chyba polega fenomen tej książki-nieksiążki. Można zrobić z nią co się chce, bez sztucznie narzuconego rygoru kolejności, dzięki czemu nauka języka staje się zabawą. A dodatkowo naprawdę duży plus za to mieszczenie się w torebce.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Niesamowitości


Dzień dobry, zrobiłam ciastka.

Miały być z wzorkiem jak muszla ślimaka, idealnie równe, perfekcyjnie zakręcone. Z przypadku (i z lenia) wyszły inne. Tak się spodobały, że popsułam nawet te idealnie równe. Zresztą, takie już robiłam, nie było żalu. Od niechcenia wyszły małe okrągłe ciastka z waniliowymi i kakaowymi kolorami wijącymi się na wszystkie strony.


Rozpachniłam nimi cały dom i poparzyłam końcówki palców przy próbowaniu jeszcze ciepłych. 

Kilka zapakowałam do małej torebki, przewiązałam błyszczącą czerwoną wstążką, dołączyłam karteczkę. Garść wylądowała w słoiku na ciastka. Resztę włożyłam do białego kubka, wzięłam książkę pod pachę i pomaszerowałam na balkon, żeby przez resztę dnia nie robić nic, tylko czytać.

Tak powstają niesamowitości.



Ciasteczka z psychodelicznym wzorkiem
Składniki na ok. 60 sztuk:
  • 300 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 150 g cukru pudru
  • 2 łyżki cukru waniliowego
  • szczypta soli
  • 1 jajko
  • 175 g masła
  • 2 łyżeczki kakao w proszku
Przygotowanie:
1. Mąkę z proszkiem do pieczenia wymieszaj z cukrem pudrem. Dodaj cukier waniliowy, sól i jajko. Na wierzchu umieść wiórki masła i wszystko energicznie zagnieć. 
2. Ciasto podziel na 2 części. Do jednej z nich dodaj kakao i zagnieć na gładką kulę. Oba rodzaje ciasta zawiń w folię spożywczą i odłóż na godzinę w chłodne miejsce. 
3. Po tym czasie oba kawałki rozwałkuj na mniej więcej równe placki (okrągłe lub prostokątne). Jeden połóż na drugim i zroluj. Takiego wałka nie wkładaj do lodówki ani zamrażarki, ale pokrój na równe plasterki. Nie muszą być idealnie okrągłe, chodzi raczej o równe porcje.
4. Każdy plasterek zagnieć teraz "byle jak", tak jak zagniata się plastelinę, kiedy chce się wymieszaj dwa kolory. Powstaną w ten sposób ciasteczka z rozmazanym czarno-białym wzorkiem. 
5. Piekarnik rozgrzej do 175 stopni C. Blachę przykryj papierem do pieczenia i poukładaj na niej ciasteczka, zachowując pomiędzy nimi niewielkie odstępy. Piecz ok. 15 minut. 
Ciasteczka można przechowywać zarówno w puszce, jak i bez przykrycia - nie twardnieją.
Smacznego!


R. Lagercrantz, E. Eriksson – Moje szczęśliwe życie
(wyd. Zakamarki, Poznań 2012, s. 136)

Co takiego skandynawska literatura dla dzieci ma w sobie, że ją uwielbiam?
Dunia ma siedem lat i zamiast baranów liczy na dobranoc szczęśliwe chwile. Ma fiu-bździu na głowie, kolekcję zakładek do książek w tekturowym pudełku i omal nie mdleje z ekscytacji, kiedy pani po raz pierwszy wyczytuje jej nazwisko na liście obecności w szkole. Przeżywa świat po swojemu, rozmyśla, zastanawia się. Pewnego dnia poznaje Fridę, która tak jak ona zbiera zakładki do książek, ale zamiast kucyka na czubku głowy ma miliard drobnych loczków. I świnkę morską. Dunia powoli odkrywa, że przyjaciółka to skarb. Już nie trzeba się samemu huśtać, skakać przez kałuże, a zamiast tego można razem siedzieć w jednej ławce i razem nie dostawać nic na zadanie domowe. Pojawiają się jednak okoliczności, które dla obu dziewczynek są przykre i przez które mogą się już nigdy nie spotkać… Ale o tym, jak skończy się cała historia, doczytajcie już sami. Nie zdradza się zakończeń. Ja tymczasem porozpływam się nad ilustracjami: prostymi i nawet trochę oldchoolowymi, które są jednocześnie urocze, magiczne, ponadczasowe. Nigdy się z tym nie kryłam, że książki dla dzieci wybieram głównie ze względu na ilustracje. Albo na pomysł. A ta książka ma jedno i drugie.  Nigdy też nie przyszło mi do głowy wstydzić się, że czytam książki dla dzieci. Tak, uwielbiam je, właśnie za tę magię w nich zawartą. Za zwracanie uwagi na to, co najważniejsze, proste i za odkrywanie niesamowitości w codziennych rzeczach. 

sobota, 16 czerwca 2012

Piłkoszał


Maksymalny poziom gotowości.
Panowie, sprężcie się i strzelcie o jednego gola więcej.

Ciasteczka-piłki
Składniki:
  • 300 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 150 g cukru pudru
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • szczypta soli
  • 175 g masła
  • 1 jajko
  • na lukier: 1 białko jajka, cukier puder, kakao lub brązowy barwnik
Przygotowanie:
1. Mąkę z proszkiem do pieczenia, solą i cukrem pudrem przesiej na blat. Dosyp cukier waniliowy i wbij jajko. Na wierzchu umieść wiórki masła i wszystko zagnieć na gładką kulę.
2. Zawiń w folię i odłóż na godzinę w chłodne miejsce.
3. Rozwałkuj ciasto na średniej grubości placek (ok. 0,6 cm grubości). Dużą szklanką powycinaj kółka, przyszłe piłki. Poukładaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
4. Rozgrzej piekarnik do 190 st. C. Piecz przez 15-20 minut, aż do zrumienienia.
5. Po upieczeniu dobrze wystudź - ciasteczka muszą być całkowicie chłodne, aby móc je dekorować lukrem. Zrób lukier: delikatnie ubij widelcem białko i stopniowo dosypuj cukru pudru, aż powstanie lukier o gęstości budyniu. Taki najlepiej nadaje się do dekoracji. Do połowy lukru dodaj brązowy lub czarny barwnik spożywczy albo kakao. Ja robiłam z barwnikiem, bo nie byłam pewna, jak wyjdzie z kakao, dlatego jeśli chcecie z nim zrobić, musicie zastąpić trochę cukru pudru właśnie kakao. W skrócie: ma wyjść lukier biały i brązowy lub czarny.
6. Na koniec najprzyjemniejsza część, czyli rysowanie piłek na ciastkach. Przełóż ciemniejszy lukier do rękawa cukierniczego lub do woreczka foliowego i odetnij maciupeńki róg. Taki, żeby móc dekorować jak pędzelkiem - tak cienko.
Jak na zdjęciu poniżej: najpierw obrysuj piłkę dookoła ciemnym lukrem (1). Potem narysuj ciemne łatki piłki (2). Dopiero jak zastygnie, wypełnij pozostałe miejsca białym lukrem (3). 



Sławomir Mrożek - Trzy dłuższe historie
(wydawnictwo Noir Sur Blanc, Warszawa 2012, stron: 224)

Mrożek kojarzy się z krótkimi opowiadaniami. Aż tu nagle - szast! Rozrywam kopertę, wyjmuję książkę w jarzeniowożółtej okładce (ta miniaturka po lewej w niczym nie oddaje koloru okładek) , w której są tylko trzy opowiadania. Za to dłuższe niż zazwyczaj. A tak samo mistrzowskie, zabawne, ironiczne. Spodziewałam się wielkiej rzeczy i taką dostałam. To ogromnie trudne spełnić nadzieję, którą czytelnicy (zakładam, że Ci, którzy przeczytali przynajmniej kilka jego opowiadań już mają pewne wymagania) pokładają w książce. Trzy dłuższe historie stają na wysokości zadania. I choć napisane dość dawno temu, a w Polsce wydane dopiero w tym roku, są nadal aktualne i zadziwiająco łatwo drwią sobie z upływu czasu. Najbardziej spodobała mi się ostatnia, Moniza Clavier, o kompleksach Polaka na Zachodzie. Zadziwia mnie, jak tekst wymyślony i spisany kilkadziesiąt lat temu jest aktualny właśnie teraz - i to nie w jakiś naciągany sposób, w jaki próbuje się czasem doszukiwać ukrytych przesłań tam, gdzie tego ich ma. Ta aktualność jest taka o, prosta i widoczna. Podana niemal na talerzu.

piątek, 25 maja 2012

Pieguski i takie tam


Bardzo lubię pieguski. Robić i jeść. Robić, bo turlanie kulek z ciasta wielkości orzeszków włoskich mnie uspokaja, a dodawanie dodatków pobudza do kombinowania z nowymi smakami. Jeść - bo są ciastkami niezastąpionymi na wszystko - na dobry humor, na smutki, na mały głód. Przy pieczeniu rozpachniają cały dom słodkim zapachem cukru, mąki i masła, a po wystudzeniu czekają spokojnie na swoją kolej w wysokim szklanym słoju z pokrywką, który trzymam na blacie w kuchni.

Taak, uwielbiam pieguski.

Najprostsze ciastka świata.


Jako dodatek do piegusków są książki. Nie jedna, nie dwie, ale cała sterta książek, kartek. Notatek. Co robię, jak mnie nie ma? Czytam, streszczam, piszę, uczę się, zapamiętuję. Ostatni rok, praca magisterska. Różnokolorowe karteczki-przylepki naklejone na wszelkich możliwych powierzchniach w domu, z których tylko nie spadają. Czarny notes, a w nim cuda na kiju. Przygotowywanie rankingu najlepszych dzieciowych książek, które wpadły mi ostatnio w ręce z nowości wydawniczych (na Dzień Dziecka). Do tego rysowanie, zaznaczanie kolorów, koncepcje, zmiany koncepcji i zmiany zmian koncepcji. Dzieciaki w formie - ostatnie poprawki i już będą mogły zadomowić się na stałe na swoim własnym www. I biały kubek z różowym muffinem na dodatek.



Takie tam.

Pieguski
przepis z Ciast, ciastek i takich tam Agaty Królak
Składniki:
  • kostka miękkiego masła
  • 1 szklanka cukru
  • 1 jajko
  • 2,5 szklanki mąki
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 1,5 tabliczki gorzkiej czekolady
  • 1 szklanka pestek dyni
Przygotowanie:
Czekoladę pokroić w kostkę.
Masło utrzeć z cukrem, dodać jajko i wymieszać. Dodać mąkę, sól, sodę i dokładnie wymieszać. Do masy dodać czekoladę i pestki dyni. Piekarnik rozgrzać do 200 st. C. Z masy robić małe kulki wielkości orzecha włoskiego i układać na blaszce, zachowując odstępy, bo ciastka mogą się rozpłynąć na boki. Piec 10-15 minut, do przyrumienienia się.





Artur Andrus - Blog osławiony między niewiastami

Co może zawierać książka z blogiem w tytule i Andrusem siedzącym na jarzeniowopomarańczowym "o" o aparycji typowego blogera? Felietony, a cóż by innego. Zebrane z różnych źródeł: bloga Andrusa, publikacji w różnych tygodnikach i czasopismach czy występów na żywo. I oczywiście z "zabaw przyjacielkich" albo "zabaw na zamówienie". Autor sam te zabawy wymyśla i jest z nich dumny. Weźmy pierwszą lepszą z brzegu zabawę na zamówienie. Andrus proponuje publiczności, żeby wymyśliła kilka słów, które mają pojawić się w wierszu. W odpowiedzi usłyszał: grzebień, śledzie, murmurando, zielony i synteza. Więc ułożył: Ty mnie chyba jeszcze lubisz, Ty jak zwykle grzebień zgubisz, I tak smutny będziesz siedział, A ja ci przyniosę śledzia... Jesteś mi niedźwiadkiem pandą, Mruczysz czasem murmurando, Jesteś dla mnie piesek, kotek... Myk, myk myk i już pięć zwrotek! Zainteresowanych dalszym ciągiem odsyłam do książki. Znajdziecie w niej teksty, przy których można się popłakać ze śmiechu i wybuchać głośnym rechotem w najmniej odpowiednich miejscach. I o to chodzi!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Wiosna w ciasteczku


Mam zimowstręt. Moja zdolność przystosowania się do funkcjonowania w niskich temperaturach i oglądania śniegu za oknem kończy się w momencie Sylwestra, kiedy trwa jeszcze świąteczna atmosfera. Potem najchętniej spakowałabym walizkę na trzy miesiące i wyjechała gdziekolwiek, gdzie świeci słońce i nie trzeba chodzić opatulonym jak bałwan. 

Dlatego co roku tak bardzo czekam na pierwsze ciepłe dni: kiedy wreszcie mogę wystawiać twarz do słońca, zakładać kolorowe spódnice i sukienki, kupować żonkile i otaczać się radosnymi wiosennymi kolorami. 

I jeść wiosennie. Ciasteczka, które zrobiłam, miały być początkowo migdałowo-waniliowe, ale migdały kojarzą mi się raczej z zimą, a wanilią - z jesienią. Cytryny! Są kwintesencją wiosny i lata. Świeże, pachnące, energetyczne. Do pozytywnego naładowania się po zimie i do kruchych ciastek.


Wiosenne ciasteczka cytrynowe
(aka ciasteczka "motyla noga!")
Składniki na bardzo dużą ilość ciasteczek (50-60 sztuk):
  • 240 g masła o temp. pokojowej
  • 1 łyżeczka soku z cytryny 
  • 2 łyżeczki drobno startej skórki cytrynowej
  • 100 g cukru pudru
  • 2 lekko roztrzepane jajka
  • 300 g mąki
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady
  • 1 tabliczka mlecznej czekolady
  • cukrowe motylki - posypka (można pominąć)
Przygotowanie:
1. Rozgrzej piekarnik do 200 st. C. Masło z cukrem, skórką cytrynową i sokiem z cytryny utrzyj mikserem na puszystą masę. Stopniowo dodawaj jajka i miksuj. Dosyp mąkę i wymieszaj. Powstanie gęste ciasto.
2. Dłońmi nabieraj małe kawałki ciasta i uturlaj z nich kulki wielkości orzecha włoskiego. Kuleczki układaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy. Nie spłaszczaj ciastek.
3. Piecz ok. 7-10 minut, aż delikatnie się przyrumienią. 
4. W tym czasie roztop czekoladę: do garnka nalej wody i postaw, żeby się zagotowała. Na garnku połóż mniejszą metalową miskę - tak, żeby jej dno nie dotykało wody). Do miski wrzuć czekoladę i roztop ją w tak przygotowanej kąpieli wodnej.
5. Ciasteczka po wyciągnięciu z piekarnika ostudź, po czym każde z nich maczaj w roztopionej czekoladzie i dekoruj cukrowym motylkiem. Odkładaj na kratkę kuchenną lub arkusz papieru do pieczenia, aby czekolada zastygła.
Smacznego!

I. Górnicka-Zdziech, P. Chrzanowski - Coś z niczego. Ekozabawy dla dużych i małych


Zbieram, przeglądam i czytam ostatnio namiętnie książki z zabawami dla dzieci. Są lepsze i gorsze. Gorsze to te oklepane, których autorzy powtarzają - dobrze, jeśli swoimi słowami - zabawy, które znajdą w innych książkach. Lepsze to te, które są tak pomysłowe, że jestem pewna, że ich autorzy wybiegali się razem z dziećmi, głośno śpiewali, tańczyli, a na końcu zorganizowali rodzinny turniej skakania w workach po ziemniakach slalomem między doniczkami. Paweł Chrzanowski i Izabela Górnicka-Zdziech stworzyli książkę ze świetnymi pomysłami na ekozabawy. I to wcale nie w klimatach z krainy mchu i paproci, gdzie ekologiczne zabawy kojarzą się z taplaniem się w błocie i zamienieniem swojego ukochanego zeszytu w szałowy zielnik (pasjonujące - do czasu), ale z wykorzystaniem tego, co zawsze w domu jest, a co notorycznie ląduje z hukiem w koszu na śmieci. Pudło po telewizorze? Niech maluch zbuduje sobie z niego domek albo pomaluje w chmurki i zrobi kontener do recyklingu. Potłuczone kafelki ze starej łazienki? Mozaika. Albo trochę gliny i dzbanuszek mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Resztki świeczek można przetopić na jedną dużą w kolorowe paski, a z gipsu i barwników spożywczych kredę do rysowania po chodniku. Genialne 55 pomysłów na zabawy, które dzieci pokochają. I choć w książce nie ma przeprofesjonalnie wystylizowanych zdjęć, to nie o to tu przecież chodzi. Ona jest tylko instrukcją do niezłej frajdy.

poniedziałek, 26 marca 2012

Szarlotka-zachwyt


Miałam dużo jabłek. I dużą ochotę na szarlotkę. A zanim się do niej zabrałam, zdążyłam zrobić już muffinki z jabłkami, jabłkowe naleśniki i babcine jabłka zapiekane w piecu. Naturalną koleją rzeczy przyszedł więc czas na szarlotkę.

Ale nie chciałam robić takiej zwykłej: ciasto-jabłka-ciasto. Ewentualnie cynamon albo wanilia. Nabrałam ochoty na kosmicznie pyszną, taką z bezą lub - jeszcze lepiej - z miękką i puszystą bezową pianką. Jak chmurka. Wygrzebałam odpowiedni przepis, upewniłam się, że dobry i do dzieła! 



Z dumą wyciągnęłam stolnicę (zawsze jestem dumna, jak wyciągam moją stolnicę, bo zawsze chciałam ją mieć, a kupiłam dopiero w zeszłym roku). Wysypałam mąkę, część wylądowała na czarnym fartuszku przewiązanym wielką białą kokardą wielkości mojej głowy, dorzuciłam zimne masło i mieniące się kryształki cukru. Nóż w ruch i do roboty. W jednej chwili przypomniało mi się jak ciasto robiła zawsze moja babcia. Ja wtedy zawsze siedziałam obok niej i tylko się przyglądałam. Nigdy nie pomagałam. Siedziałam i się gapiłam, choć znałam każdy ruch babcinych rąk na pamięć. Pamiętam też, jak się zarzekałam, kiedy babcia mówiła mi, żebym patrzyła uważnie, bo kiedyś mi się to przyda, a ja, 6-letnia dziewczynka, prychałam, że w życiu mi się nie przyda, bo ja nie będę gotować. A dzisiaj wyrabiając ciasto nie mogłam się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się do siebie pod nosem - bo robiłam to dokładnie tak samo, jak moja babcia. Te same czynności, identyczne ruchy rąk i nawet to samo zeskrobywanie ciasta nożem ze stolnicy. Choć przecież można ją umyć. Ale babcia zawsze najpierw oskrobywała.

Jednak trochę mi z tej 6-latki zostało. Bo chociaż od tamtego czasu nauczyłam się gotować, to nadal nie lubię tego robić. Uwielbiam piec, ale nie przepadam za gotowaniem. 

Efektami mojej wypieczonej frajdy jest cudownie pachnąca, jeszcze lekko ciepła domowa szarlotka, z wysoką pianką, jaką zawsze chciałam zrobić i z całą górą jabłek pomiędzy nią a warstwą orzechów włoskich i kruchym ciastem. Pachnie i smakuje - obłędnie! I odkryłam fajny trik na piankę - będzie wysoka i nie klapnie, jeśli po ubiciu doda się do niej 2 łyżki mąki ziemniaczanej.



Szarlotka z bezową pianką

Składniki na 1 dużą szarlotkę:
kruchy spód:
  • 2 szklanki mąki 
  • 1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • ½ szklanki cukru pudru
  • 200 g schłodzonego masła
  • 4 żółtka
  • bułka tarta
nadzienie:
  • 1 kg twardych, słodko-winnych jabłek
  • 1 szklanka grubo zmielonych lub posiekanych orzechów włoskich
  • 1-2 łyżki cynamonu
pianka:
  • 6 białek
  • 1 i ½ szklanki cukru pudru
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
Przygotowanie:
1. Rozgrzej piekarnik do 170 stopni C. Usyp z mąki na stolnicy kopczyk, dodaj do niego cukier puder, cukier waniliowy, proszek do pieczenia i masło. Posiekaj wszystko nożem, a następnie porozcieraj dłońmi, aż masło będzie w malutkich kawałkach.
2. Wbij żółtka i całość zagnieć rękoma. Rozwałkuj ciasto na prostokąt (jeśli masz prostokątną blachę) lub kółko (analogicznie – okrągła forma do ciasta) i przełóż do formy. Podociskaj ciasto do brzegów, żeby pozbyć się powietrza. Nie wykorzystuj całego ciasta – odłóż sobie trochę do starcia na tarce na wierzch ciasta (już na piankę).
3. Spód posyp obficie bułką tartą (bułka wyłapuje sok, który wypływa z jabłek podczas pieczenia i dzięki temu ciasto nie rozmięknie). Następnie wysyp równomiernie orzechy, na nie poukładaj jabłka i całość posyp cynamonem.
4. W misce ubij białka, stopniowo dodając cukier, na sztywną pianę. Na końcu dodaj mąkę ziemniaczaną i delikatnie wymieszaj łyżką. Nałóż pianę na wierzch ciasta.
5. Na pianę zetrzyj na tarce o dużych oczkach kawałek ciasta, który ci wcześniej został.
6. Wstaw do piekarnika, piecz ok. 30-40 minut, aż ciasto się zrumieni.


Tim Harford - Sekrety ekonomii, czyli ile naprawdę kosztuje Twoja kawa?


Jestem gotowa wielbić każdą książkę, która jest choć trochę ekonomiczna, a która jednocześnie nie wlatuje z głośnym świstem przez moje okno. Mało, Sekrety ekonomii jest nawet momentami zabawne. Za to w większości ciekawe i - co jest dla mnie megawielkim plusem we wszystkich książkach - nieprzegadana. Nie znoszę wodolejstwa. A tutaj go nie ma. Jest za to niezła literatura napisana zrozumiałym językiem, pełna przykładów obrazujących prawa ekonomii (nie wierzę, że to piszę, ale zdążyłam się nawet kilka razy wciągnąć, co jak na stuprocentową humanistkę pozbawioną jakiejkolwiek sympatii dla ekonomii, jest sukcesem takim, jak dla kogoś, kto umie ugotować tylko wodę na herbatę, jest upichcenie finezyjnych francuskich makaroników z karmelową skorupką). Chociaż tak sobie też myślę, że jeśli ktoś nie studiuje na jakimś ścisłym kierunku albo po prostu za takim nie przepada, to nie wyciągnie z książki Harforda tyle, co jej zagorzały zwolennik. Mówiąc prościej: jak ktoś woli coś innego, książkę przeczyta, może nawet polubi. Natomiast umysły ścisłe Sekrety ekonomii pokochają, docenią i pozostaną im one w głowie na bardzo długo.

środa, 21 marca 2012

Jabłkowa kruszynka



Jeszcze muffinka czy już mała szarlotka?
Muffinka, bo pieczona w muffinkowej formie. 
I to by było na tyle, bo na tym jej muffinkowość się kończy. A więc szarlotka w wersji mini? Ciasto by się zgadzało: kruche, delikatne, pachnące wanilią. W środku jabłka i orzechy włoskie. W zasadzie nie wiadomo czego więcej: owoców czy bakalii. Słodkie, ale nie przesadzone. W sam raz.


No dobrze, a co można z taką babeczką zrobić?

Można schować do metalowej puszki na ciastka, razem z dziewięcioma pozostałymi babeczkami. 
Można też zapakować dwie do brązowej papierowej torebki i wrzucić do torebki pomiędzy portfel, komórkę, książkę i fioletowego Hefalumpa. Hefalump jest od kluczy, żeby było za co złapać klucze, kiedy sięga się ręką do torebki buszując w niej po omacku.
Jedną babeczkę można komuś podarować. Ale tylko jedną. Bo dziewięć innych znajomych też by chciało.
Można założyć się z kimś kto zrobi wyższą babeczkową wieżę. 

Można też zrobić sobie rozpieszczający zestaw śniadaniowy. Babeczka, książka, talerz w kropki. 

Oczywiście, zjeść też można. A nawet należy.


Babeczki orzechowo-szarlotkowe

Składniki:
Kruche ciasto:
  • 300 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 200 g masła
  • 80 g cukru pudru
  • 1 jajko
  • cukier puder do oprószenia
Nadzienie jabłkowo-orzechowe:
  • 0,5 kg soczystych, słodko-kwaśnych jabłek
  • pół szklanki brązowego cukru
  • 1 łyżka cynamonu
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki zmielonych orzechów włoskich

Przygotowanie:
1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni C, muffinkową blachę wysmaruj masłem (ciastka będą się piekły bez papilotek). Silikonowych foremek nie trzeba natłuszczać. Umieść wszystkie składniki w misce i ugniataj palcami. Gotowe ciasto lekko rozwałkuj, powykrawaj szklanką kółka i wylepiaj nimi spód i brzegi foremek. Warstwa ciasta nie musi być bardzo gruba - musi zostać miejsce na nadzienie, ale też nie może być za cienka, bo babeczki nie przetrwają wyciągania po upieczeniu z foremki. Ja wykleiłam 11 foremek i odłożyłam trochę ciasta na później, po czym zabrałam się za przygotowanie nadzienia.
2. Obierz jabłka, wydrąż gniazda nasienne i pokrój owoce na mniejsze kawałki. Na patelni rozpuść masło, wsyp jabłka, dodaj cukier, cynamon, orzeszki i wymieszaj. Podsmażaj na małym ogniu, aż jabłka zmiękną i zaczną intensywniej pachnieć. Cukier ma się całkowicie rozpuścić, a jabłka pozostać w kawałkach. Tak przygotowane nadzienie ponakładaj do babeczek i przykryj pozostałym ciastem. Możesz dodatkowo powykrawać z ciasta różne kształty foremkami lub nożem i przykleić je na wierzch. 
3. W górnej warstwie porób dziurki patyczkiem do szaszłyków albo nożem (tędy uchodzi gorące powietrze podczas pieczenia, bez dziurek muffinki będą pękać). Posmaruj wierzch żółtkiem wymieszanym z mlekiem i wstaw do piekarnika na ok. 25-30 minut, aż do zrumienienia. Po upieczeniu przestudź babeczki i dopiero wtedy powyciągaj je z foremki i lekko oprósz cukrem pudrem.
4. Można przechowywać je ponad tydzień w metalowej puszcze lub słoiku na ciastka - po kilku dniach w puszcze są nawet lepsze niż zaraz po upieczeniu :)




Marcin Prokop, Szymon Hołownia - Bóg, kasa i rock'n'roll

Zrobiło mi się trochę żal, kiedy po którejś z kolei książce Hołowni zorientowałam się, że mnie nudzi. Żal, bo pamiętam, jak bardzo podobała mi się jego pierwsza. Coś innego, tak nietypowo, o, fajne. Kolejną tez polubiłam. Następna była już ani-ani. Szału nie ma, ale źle tez nie jest. Potem było za to już coraz gorzej - wałkowanie tego samego, czasami trochę innymi słowami, innym razem już nawet bez tego. Piszę o tym, bo to był jeden z powodów, dla których ucieszyłam się na tę książkę. Trochę pokładałam nadzieję w Prokopie, że wreszcie rozrusza Hołownię i ten drugi wróci do łask i na moją półkę. 
Hasłem-kluczem reklamy, która nakręcała wszystko, co działo się wokół książki jeszcze przed jej ukazaniem się była "elektryzująca rozmowa". Być może brak mi czegoś do odebrania tej energii, bo rozmowa, zamiast trzymać mnie w napięciu, trochę nudziła. Sięgając po książkę, zawsze mam swoje przewidywania, ale zawsze też oczekuję, że na nich się nie skończy - że autor mnie zaskoczy, zadziwi, że się chwilę zastanowię  i pomyślę inaczej niż zwykle. Tutaj mi tego zabrakło. Wiedziałam, jak bardzo różne są od siebie te dwie osoby i jak bardzo ich poglądy na różne sprawy są od siebie oddalone. Ciekawa byłam, jak bardzo będą się zafiksowywać na swoich punktach widzenia, a w jakim stopniu spróbują zrozumieć się wzajemnie i jak interesujące będzie to dla mnie. I trochę się rozczarowałam. Owszem, było parę intrygujących momentów i mądrych zdań, ale w większości mogłabym opowiedzieć o czym są poszczególne rozdziały jeszcze przed ich przeczytaniem. 
Ciekawa jestem kolejnej książki Hołowni i czekam na nią niecierpliwie. Zapowiada się nieźle: podróże po świecie, których tematem przewodnim są inne kultury i religie. Będzie książkowa rehabilitacja?

czwartek, 5 stycznia 2012

Niech będzie kolorowo


Ogromnie, szalenie zapragnęłam makaroników. I chciałam, żeby były pierwsze w tym roku. Bo ten rok ma być dokładnie taki, jak one: kolorowy, uroczy, dobry i mój. A tfu, tfu, on nie ma być, on będzie. Postanowienia noworoczne? Kilka, mało. Do spełnienia, bez nierealnych. Specjalnie wymyśliłam sobie takie, które i tak wiem, że się spełnią :) Nawet w punkcie "książki", obok "Nie kupować żadnych nowych książek" dopisałam w nawiasie "Ciekawe ile wytrzymam". Niepotrzebne mi są wybujałe postanowienia, wszystkie wylądowały w koszu. Nie chcę pojechać w podróż dookoła świata. Wystarczy mi Paryż i dyndanie sobie nogami na murku pod Eiffelą. Nie chcę polecieć w kosmos, nie chcę też budować domu, nie mam zamiaru niczego w sobie zmieniać, zrzucać żadnych kilogramów czy zaczynać systematycznie ćwiczyć. 

Mam za to zamiar trwonić czas na przyjemności, bo je lubię. Układać miliardy puzzli, czytać dobre książki, zakopywać się pod kocem z wielkim różowym kubkiem grejpfrutowej herbaty i ciastkiem. Bawić się tym wszystkim.

I ciasteczkować.
Tylko tyle. Nic innego mi do szczęścia nie jest potrzebne.



Kolorowe makaroniki

Składniki na ok. 30 makaroników:

makaroniki:
  • białka z trzech jajek (najlepiej ważyć - ma być 100 g) 
  • 110 g zmielonych migdałów bez skórki
  • 200 g cukru pudru
  • 50 g drobnego cukru
  • barwniki spożywcze (do zrobienia żółtych makaroników można zamiast barwnika użyć kurkumy, a do brązowego - kakao)
krem:
  • małe opakowanie serka mascarpone (250 g)
  • 4-5 łyżek masła orzechowego
  • 1 łyżka miodu (lub więcej do smaku)
  • 1 łyżka śmietanki 30% lub mleka (opcjonalnie - dodaję je tylko jeśli krem jest zbyt gęsty, dla rozrzedzenia)
Przygotowanie:
Makaroniki:
rozbij białka do jednej miseczki, żółtka do drugiej (żółtka nie będą już potrzebne, możesz je wykorzystać do czegoś innego). Białka zostaw w misce bez przykrycia, na blacie, w temperaturze pokojowej, na całą noc albo - lepiej - na cały dzień, 24 godziny. Chodzi o to, że mają się wysuszyć. 
Na drugi dzień przesiej migdały z cukrem pudrem. Białka ubij na sztywno, dodając pod koniec ubijania cukier i nadal ubijaj, aż powstanie sztywna, lśniąca piana. Do piany dodaj migdały wymieszane z cukrem pudrem i delikatnie wmieszaj do białek szeroką drewnianą łyżką lub szpatułką. Kiedy wszystko się połączy, dodaj dla koloru barwniki lub kurkumę i kakao.
Masę na makaroniki przełóż do rękawa cukierniczego z okrągłą nakładką. Wyciskaj nieduże makaroniki na blachę wyłożoną papierem do pieczenia lub pergaminem, o średnicy ok. 2,5-3 cm. Makaroniki rozjadą się jeszcze na boki, dlatego trzeba je wyciskać w sporych odstępach. Po wyciśnięciu wszystkich, zostaw je na blasze na około godzinę - półtorej, bez przykrycia. Na wierzchu zrobi się skorupka. 
Wstaw do piekarnika nagrzanego do 150ºC i piecz ok. 10 minut - możesz trzymać kilka minut dłużej, ale musisz ciągle doglądać, czy nie brązowieją - nie mają się zarumienić.
Krem:
Wymieszaj mascarpone z masłem orzechowym i miodem. Jeśli masa będzie za gęsta, żeby można ją było swobodnie wymieszać, rozrzedź ją odrobiną mleka lub śmietanki. Przełóż masę do rękawa cukierniczego albo foliowego woreczka i odetnij róg. Powyciskaj krem na połowę makaroników, przykryj drugą połową.
I już, gotowe! :)

Przepis przekombinowany po mojemu od Tartalette.



Wojciech Mann i Krzysztof Materna - Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami

Ach, jaka fajna! Nie mogłam nie przeczytać tej książki, nie mogło jej tutaj zabraknąć. Duet idealny, z cudnym poczuciem humoru Krzysztofa Materny i Wojciechem Mannem, który wystarczy, że jest i już robi się śmiesznie. Z tymi panami już tak jest, że chcą dobrze, a wychodzi jak zawsze. Czyli wyśmienicie. Czego się nie tkną, wychodzi rewelacyjnie. Szmuglowanie do Polski dywanów wyzawijanych w niebieskie wory na śmieci czy zaklinanie cyrkowego misia chcącego porelaksować się w saunie? Nic prostszego. Rozkochałam się w Podróżach od pierwszej strony, ba! od spisu treści. Były momenty, kiedy śmiałam się na głos i nie mogłam przestać, a po policzkach płynęły mi z tego śmiechu łzy. Jest przezabawnie i bardzo nieschematycznie - panowie Mann i Materna opowiadają na zmianę, jakby prowadzili ze sobą rozmawiali - tylko nie na głos, a  na papierze. Wchodzą sobie w słowo, przerywają, dopowiadają. A robią to naturalnie, leciutko i ot tak, po prostu, że aż nie sposób mi było się od niej oderwać. Kiedy do końca zostało mi parę stron, włączyło mi się uczucie "i chciałabym, i boję się". W porywie desperacji nawet odłożyłam książkę na trzy dni. Żeby się za szybko nie skończyła. Po trzydniowej kwarantannie tak się rzuciłam na Podróże z powrotem, że nawet spis fotografii przeczytałam ze śmiechem na ustach. Panowie, ja chcę więcej!

środa, 21 grudnia 2011

Bałwankowe kochasie


Śnieeeg! 
Śnieg, śśśśśnieg, śnienienienieg. Biało w każdej formie, w każdym miejscu, błyszczy się, brokaci, można lepić kulki na bałwana, można walczyć na kulki, można robić aniołki, których po podnoszeniu się z ziemi i tak nie potrafię nie zepsuć. Ale to nic. Jest śnieg, znaczy: jestem gotowa na święta. 

Bo choinka choinką, pierniczki, gwiazdki, lampki na oknie, porcelanowe aniołki dyndające sznurkowymi nogami na półce przy książkach, nawet wełniane rękawiczki na sznurku. To wszystko jest cudowne, zimowe, świąteczne. Ale prawdziwe czary-mary to śnieg.


I właśnie przez śnieg przedłużył się mój powrót do domu, a razem z nim świąteczne bałwanki. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie ulepić mini-bałwana, bez marchewki i garnkowego kapelusza, tłumaczę się euforią z pierwszego śniegu.

Bo ciasteczkowe bałwanki już musza mieć grube rękawiczki. I kapelusz, a do tego lukrowane guziki z błyszczącymi kulkami z cukru. Muszą pachnieć przyprawami, mieć w czapkach dziurki na wstążki, żeby móc zawisnąć na choince i być bardzo, bardzo kruche. Jak te.

(Może być też jak inne piernikowe ciasteczko, które miało być skarpetą, ale termoobieg mi je zdmuchnął w pół. I tak się upiekło)


Piernikowe bałwanki


Składniki:
200 g masła, 200 g cukru, 3 jajka, 1/2 szklanki płynnego prawdziwego miodu, 600 - 700 g mąki, 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia, 3 łyżki przyprawy do pierników, 1 łyżka kakao, 1 łyżeczka mielonego imbiru, 1 łyżeczka cynamonu, 1 łyżeczka zmielonego kardamonu, 1/2 łyżeczki sproszkowanej gałki muszkatołowej

Przygotowanie:
Masło z cukrem ubić dokładnie mikserem. Dodać jajka i miód. Wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia, kakao i wszystkimi przyprawami. Dodać do masy maślanej i szybko wymieszać, aż składniki się połączą. Ciasta nie trzeba wkładać do lodówki. Podzielić na 2 części i rozwałkować na placki grubości 3-4 mm. Wyciąć foremką ciastka i ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika o temp. 180 st. C, piec 13-15 minut, aż się zrumienią. Ostudzić, udekorować lukrem i porozwieszać na choince.
Smacznego :)




Zdenek Mahler, Vladimir Fuka - Nowy Jork

Zaczęłam czytać. Entuzjazm! Kolejna książka wycinankowa, kolażowa, posklejana z najróżniejszych myśli, zasłyszanych rozmów, słów poprzeplatanych ze sobą w zaskakujący, ale miły sposób. Och, jaka lekka, fajna i przyjemna. Czytałam dalej. Czy ona na pewno jest lekka? Doszłam do końca. Nie, z pewnością nie jest. Nie należy do łatwych, lekkich i bezrefleksyjnych. Bo o zastanowienie się tu chodzi. To, co wydaje się na pierwszy rzut oka fascynujące, wolne, bezproblemowe - wcale takie nie jest. Bo Nowy Jork sprawia wrażenie ogromnego kosmopolity, który przyjmie do siebie wszystkich, gdzie każdy może być kim chce albo udawać kogo mu się żywnie podoba. Tylko że w Nowym Jorku nikt się o ciebie nie zatroszczy. Nikt nie zwróci uwagi, że masz zły dzień, bo wszystko dzieje się szybko i twój problem w tym, żeby się z nim równie szybko uporać. W NY zimę przechodzisz w krótkim rękawku i nie zmarzniesz. Rano wystarczy że zjedziesz windą pod ziemię, podziemna kolejka podjedzie pod twój wieżowiec, dowiezie cię do stacji pod twoim biurem i wszystko, co musisz zrobić, to nacisnąć odpowiedni guzik z numerem piętra. W święta nie zobaczysz śniegu, chyba że na filmie. To smutne. Ale i genialnie pokazane. Jak z kwadratowego pliku kartek włożonych między dwa sztywne kartoniki jako okładki można zrobić małe dzieło sztuki. Tak refleksyjne, ale nie nachalnie, tylko właśnie do zamyślenia się. Brawo. I proszę o więcej takich książek.
Related Posts with Thumbnails