Dzisiaj w piątkowym cyklu recenzji francuskie klimaty, z zapachem świeżo upieczonego chleba, buzią umazaną od mąki i szczęściem w tle.
Nie wiesz o co chodzi? Informacje o moim copiątkowym cyklu felietonów kulinarno-literackich Przy jedzeniu się (nie) czyta! znajdziesz tutaj.
W małej prowansalskiej wiosce dochodzi do kryzysu miłosno-gastronomicznego. Najlepszego piekarza w miasteczku, Aimable, opuszcza żona. Jednak ten, zamiast wyruszyć na poszukiwanie niewiernej małżonki, przestaje w rozpaczy piec chleb. A że Aimable jest nie tylko najlepszym, ale w zasadzie jedynym piekarzem w okolicy - mamy klops.
Mieszkańcy miasteczka nie ustają w wysiłkach i chcąc wziąć piekarza na sposób, codziennie zjawiają się pod drzwiami piekarni, by w iście francuskim stylu pragną dochodzić swojego prawa do świeżej bagietki. W ruch idzie cały wachlarz technik perswazji: prośby, groźby, błagania, lamenty i serenady. A gdy nawet genialny w swej idei pomysł z wyswataniem piekarza na nowo spala na panewce, mieszkańcy postanawiają podjąć radykalne kroki - na własną rękę odszukać żonę Aimable'a. Zadanie nie jest łatwe, bo cała wioska musi zdobyć się na zgodną współpracę - dotyczy to zarówno księdza proboszcza, jak i nauczyciela-antyklerykała. Ale czego się nie robi dla biznesu gastronomicznego! Zwłaszcza we Francji. Zwłaszcza, gdy gra toczy się o być albo nie być chrupiącej francuskiej bagietki, bez której Francuzi nie przeżyją, nie nabawiając się ciężkiej depresji, nawet połowy dnia.
Współczesna komedia nie musi być głupkowata, żeby się podobać. Może trącić zabawną dydaktyką, inteligentnym humorem i francuskim życiem na wesoło. Takim, w którym nic nie jest w stanie zmusić Francuzów do oderwania się od swoich codziennych czynności, chyba że jest to klęska braku świeżo wypieczonych bułek w piekarni. Francuz, który wybiega wczesnym rankiem z domu, w kapciach, piżamie i jeszcze zaspany, bo przed filiżanką kawy, zamiast już od podwórka czuć zapach świeżego pieczywa, napotyka na drzwiach na tabliczkę "brak chleba". Natychmiast budzi się w pół sekundy, zdezorientowany, niedowierzając własnym oczom i próbując uszczypnąć się, żeby obudzić się z sennego koszmaru. A tu guzik. Gdzie jest nasz chleb!?
Urzekł mnie też jeden mały szczegół. Choć może nie taki całkiem mały, bo usztywniony, w formacie A5, ze skrzydełkiem. Okładka, a na niej rysunek Sempégo. Tak, tego od Mikołajka. Aach! Czy może być coś bardziej francuskiego niż jego kreska? (Pozwólcie, że sama sobie odpowiem: nie, nie może być). Mimo że to tylko jeden rysunek, Sempé kupił mnie nim całą w księgarni. Delikatny, po francusku wyrafinowany, taki u la la. I czy przy okazji - cofnijcie się do początku i popatrzcie na okładkę - ten chłopczyk w czarnym berecie wam kogoś nie przypomina? :)
Marcel Pagnol - Żona piekarza
tłumaczenie: Krzysztof Chodacki
Kraków 2010
wydanie I
stron: 240
Wydawnictwo:
Nie chcę zdradzać zakończenia książki - czy poszukiwania piekarzowej żony przyniosły sukces, czy spaliły na panewce. Zamiast tego robię ciasteczka na szczęśliwe zakończenie, na szczęście w ogóle i szczęście dla mnie - bo dawno nie robiłam takich kolorowych maluchów. A dają tyle radości!
Pistacjowe koniczynki
Składniki:
- 85 g mąki + trochę do podsypywania na później
- 1/2 łyżeczki sproszkowanego imbiru
- 90 g schłodzonego masła, pokrojonego na małe kawałki
- 90 g cukru pudru
- 1/2 szklanki pistacji, obranych i zmielonych na proszek
- 1 lekko rozmemłane widelcem jajko
- zielony barwnik spożywczy (opcjonalnie - nie trzeba)
Nagrzej piekarnik do 180 stopni C. Dwie blachy na ciasteczka wyłóż papierem do pieczenia.
Do dużej miski przesiej mąkę i imbir. Wsyp pistacje. Dodaj pokrojone na kawałki masło i rozetrzyj wszystko palcami tak, żeby z ciasta powstały okruchy przypominające kruszonkę. Wsyp cukier, dodaj jajko i barwnik spożywczy (jeśli nie masz barwnika, nie musisz go dodawać - ciasteczka będą równie ładne i smaczne, kiedy nie będą zielone, a apetycznie zrumienione). Zagnieć ciasto na gładką kulkę. Gdyby się za bardzo kleiła, możesz dosypać odrobinę mąki. Zawiń w folię spożywczą, włóż do lodówki na pół godziny. Po tym czasie wyjmij, rozwałkuj na oprószoną mąką stolnicy, wycinaj foremkami kształty i układaj na blasze. Ciasteczka nie urosną bardzo w piekarniku, można zostawić między nimi niewielkie odstępy (byle się nie stykały). Piecz 10-12 minut (bardziej 10). Wyciąg, ostudź. Po ostudzeniu można posypać cukrem pudrem, ale uznałam, że to burzy koncepcję ciasteczka zielonego jak koniczynka.
Cykl recenzji Przy jedzeniu się (nie) czyta! powstaje we współpracy z portalem Bobyy.pl - także tam możesz znaleźć moje felietony literackie.
29 komentarze:
Wspaniałe ciasteczka. Uwielbiam te twoje słodkości :D
Boskie ciasteczka Asiu! Piękne koniczynki.
A ksiażką mnie zainteresowałaś:)
Nawet bardzo.
Ściskam:*
Kolejna świetna recenzja :) dziękuję także za te wiosennie zielone ciasteczka.
Jak zwykle super się czyta! Tylko gdzie w Krakowie mogę kupić nie słone pistacje ?
Wspaniała recenzja! na pewno przeczytam tę książkę, zachęciłaś mnie...niech no tylko wpadnie w moje ręce! :)
Zdjęcia ciasteczek...obłędne!
Ja też wczoraj piekłam ciasteczka...to znaczy próbowałam, bo pomagał mi synek (a raczej ja jemu) i wyszło "coś" nie przypominające nic ;)
Pozdrawiam :) -Asia
Jak optymistycznie się zrobiło:)
Renia, na Kleparzu, na placach targowych, w supermarketach - myślę, że nie ma z tym dużego problemu, tylko musisz faktycznie pytać o niesolone, bo z automatu dają te słone jak nie zaznaczysz, jakie chcesz :)
Asiu - alez ja ci zazdroszczę pichcenia z synkiem! To musi być szczescie w czystej postaci. Ciepło pozdrawiam :)
Madziu - :*:*!
Przeglądałam książkę w EMPIK-u i po przeczytaniu kilku stron niestety...Plusem jest dla mnie kreska Sempe'go.
Ciasteczka mają ciekawy kolor,choć u mnie byłyby na pewno bez barwnika.
Pozdrowienia!
Okreslenie tej ksiazki wspolczesna to chyba jednak pomylka: ksiazka bedzie miala niedlugo 100 lat, i swojej pierwszej ekranizacji doczekala sie jeszcze przed II wojna swiatowa. Polecam film, ktorykolwiek, bo ta historia znana jest we Francji przede wszystkim z ekranu, jak zreszta wiekszosc powiesci Pagnola, piewcy Prowansji. I nie chodzi tu tylko o bagietke, ale o chleb po prostu, bez ktorego trudno bylo przezyc w odcietym od swiata prowansalskim miasteczku. Pozdrawiam serdecznie!
Na te chłodne paxdziernikowe dni ciasteczka są doskonałe i ten świeży kolorystyczny powiew wiosny :) Miód na duszę i zmarznięte jesienią ciało.
Ojej, ale supr zielone ciasteczka! U mnie w domu to niebezpieczne podawać takie specjały, bo od razu powiedzą, że chce ich otruć jakimś zielonym zlepkiem substancji....
dla samych ilustracji kupiłabym tą książkę:)) po Twojej recenzji wiem,że warto ją będzie też przeczytać;)
uściski Asia!
ps. wkrótce się odezwę:)))
J
Cudnie zielone, aż nie mogę od nich oderwać wzroku :)
jakie cudne koniczynki :)
podoba mi się to szczęście w tle. książkowych obrazków jestem ciekawa. i smaku zielonych ciasteczek również.
Asiu... mam nadzieję ogromną, że jeszcze uda się nam spotkac.
Ciasteczka absolutnie boskie, piękny kolor :)
Ja tak na szybko i o ciastkach - rewelacyjne!
ps. po zdjęciu profilowym w życiu bym Cię nie rozpoznała w Gdańsku ;)
Ale cudne ciasteczka! :) Takie.. pozytywne!
ale komiczna fabula, to musialo sie fajnie czytac... a ciasteczka, jak zwykle- wyjątkowe! Asienko, pozdrawiam serdecznie
Aby,każde takie ciasteczko przynosiło coraz to piękniejsze dni;),pozdrawiam
Urocze zielone słodkości!
Justku, czekam! :):)
Zemi - tak, muszę je zmienić ;)
Basiu - i ja uściskuję!
Asiejku - ja też. na pewno. musi, bo coraz bardziej doczekac się nie mogę :) buziak!
O rany, ale czadowe! Uwielbiam twoje wypieki!
Pistacjowe??? Oj,muszę to wypróbować, bo musi smakować rewelacyjnie:) Poza tym przepięknie wyglądają.:)
Mój kochany Sempe! Będąc w Paryżu udało mi się zakupić dwie reprodukcje obrazków Sempe, zawisną wkrótce w moim pokoju :)
Ciasteczka wyglądają obłędnie!
Jej, ale fajnie! Zazdroszcze obrazków Sempego :)
jak zwykle swietnie napisane:) A ciasteczko na szczęście to oczywiście zabieram :) przyda mi się:)
Kocham Twój blog i kocham to, jaka jesteś (jakkolwiek by to nie brzmiało:)!!! Mam nadzieję, że jeszcze długo długo będziesz dostarczać mi tyle przyjemności w czytaniu i oglądaniu Twojego bloga, oprócz niezaprzeczalnych walorów kulinarnych, jest taki mądry i ciepły. Jesteś świetną dziewczyną i trzymaj tak dalej!
Och, jak mi się miło zrobiło, dziękuję :)
Prześlij komentarz