• RSS

środa, 4 maja 2011

Konkurs pachnący kawą

Ręka w górę, kto lubi kawę! :)


Mam dla was nowy konkurs - po herbacie przyszła pora na kawę. Na wiosnę filiżanka pachnącej Arabici i książka, zaszyć się z nimi w kąciku i mieć czas tylko dla siebie. Tchibo ufundowało 5 pachnących zestawów z kawą Arabica i upominkiem - zestawem filiżanek.


Co trzeba zrobić? Zaciekawić, zadziwić, rozśmieszyć albo wzruszyć mnie pomysłem jak Arabica, którą po raz pierwszy udomowiono aż w Jemenie, trafiła stamtąd do waszej filiżanki. Forma jest dowolna. Swoje odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach do wtorku 10 maja (do 23:59). Po tym czasie wybiorę pięć historii, które zaciekawią mnie najbardziej, a ich autorzy otrzymają pachnące kawowe paczki.

Aby wziąć udział w konkursie, nie trzeba prowadzić bloga kulinarnego – ale wtedy zostaw w komentarzu namiar na siebie (np. maila). Bardzo proszę, żeby wpisując się anonimowo zostawiać swojego maila na końcu komentarza - to ważne, bo nie będę się z wami mogła później skontaktować, a to jest warunkiem wygranej.


Po opublikowaniu wyników poproszę laureatów mailowo o adres do wysyłki, który zostanie przekazany firmie Tchibo, odpowiedzialnej za wysłanie nagród.

21 komentarze:

Holga pisze...

Oo, ja lubię, ja! (możesz sobie wyobrazić, że podnoszę rękę w górę ;). O historii muszę jeszcze pomyśleć, ale pomysł świetny.

Pozdrawiam,
;).

Magda pisze...

To ja mam opowieść :)

Ręce, kosz, potem maty, żeby ziarenka kawy się wyruszyły, następnie piec, lniane torby, drewniane skrzynie, statek, ląd, znowu skrzynie, ciężarówka, pudła, ręce, ekspres, moje ręce :)

magda.sanka@gmail.com

Anonimowy pisze...

Prowincja Bana Matar, świt na jemeńskich wzgórzach. Kobiety z dziećmi przychodzą by zbierać kawę. Podczas przerw przygotowują wspólne posiłki, śmiech dzieci, przerywany od czasu do czasu odgłosem jak echo, to z podnóża wzgórz muezzini śpiewają ezan…
Ręce przebierają, układają…
Palące słońce, ziarna kawy suszą się, wygrzewają leniwie, przewracane co jakiś czas. Proces niby zwyczajny, a ma pewną regułę, ziarenka im bardziej regularne, jednolite tym zyskują na wartości, nie można pozwolić aby całkowicie straciły swoją wilgotność. Niczym wino – kawa dojrzewa wygrzewając się w słońcu.
Znów ręce przebierają, układają, wsypują, praca wre…
Słońce gaśnie, czas na worki jutowe. Ciepłe promienie zamknięte w każdym ziarenku kawy...
Potem zapach wody, statków, ale ziarenka nie mogą tego zobaczyć, włókna worków jutowych szczelnie zasłaniają…
Wkładam ziarenka do młynka po jednym, ten intensywny aromat, winny smak z nutami czekolady…delektuję wspaniałą kawą, która jest jak "bordeaux" wśród kaw. Zamykam oczy i widzę górzystą małą plantację w Jemenie, gdzieś w okolicach Bana Matar…
volaantis@o2.pl

Obywatelka Matka pisze...

Historia z tych, co są narysowane kredkami Bambino, z wesołymi oczkami i uśmiechami.

"Zadowolone ziarenka z misją"

Ziarenka obudziły się jak nowo narodzone. Są jeszcze zielone i niedojrzałe. Ale dojrzewają jako jasne ziarenka lub czerwone.

Od razu polubiły słoneczko, ale to typ ziarenek, które nie umiałyby plackiem leżeć i się opalać. To raczej z gatunku tych, co umiarkowanie nabierają koloru i to im odpowiada. Łagodność.

To są ziarenka bezkonfliktowe. Niewybredne. Lubią być podlewane z umiarem, kiedy powierzchni ziemi jest już sucha.

A kiedy czują się już dojrzałe - bo dojrzewa w nich misja nowego, innego i bardzo aromatycznego życia - pojawiają się kobiety, dzieci z ogromnymi koszami. Taki transport zawozi ich do miejsca, w którym zażyją długiej kąpieli. Czasem kilka dni. W końcu higiena to podstawa. A te od zarodków brały tylko powierzchowny prysznic. I to przy okazji podlewania.
Potem ziarenka są obierane - przechodzą metamorfozę. I między sobą nazywają to przeobrażeniem - czują się jak motyle, które z kopciuszków przeradzają się w księżniczki i książąt - wchodzą w nowy i lepszy etap swego życia.
Dokładnie się obmywają i suszą. To ich odświętny strój!
Wtedy na żeliwnej, ogromnej patelnie muszą nabrać koloru. Będą ciemne i modne. Ziarenka kiedy są zadowolone - wydobywają ze swego wnętrza cudowny zapach. Nie mruczą jak koty, ale właśnie wydobywa się z nich aromat.

A teraz czeka je długa podróż. W specjalnych workach z tysiącami innych ziarenek. Już nie mogą się tego doczekać - wymienią z innymi ziarenkami poglądy i doświadczenia. Mają na to bardzo dużo czasu. Z worków dochodzi genialny zapach - ziarenka są zadowolone, bo są w swoim żywiole. I czekają na swoje przeznaczenie - aż trafią w postaci całych ziaren do naszych domów, lub w zmielonej formie. Do końca są szczęśliwe, kiedy pijąc kawę w ulubionej filiżance uśmiecham się. Picie kawy na uśmiechu powoduje, że pachnie ona jeszcze bardziej zniewalająco.

Obywatelka Matka pisze...

Zapomniałam. Mój adres: mollisia@gazeta.pl

Czajkowska pisze...

Ech, poprzedni komentarz się nie dodał niestety...

Arabika dla niecierpliwych kawoszy, tych zabieganych, łykających szybkie kawy tuz przed wyjściem do pracy czy na uczelnię- zawsze lubiłam sobie wyobrażać, że ziarenka kawy trafiają do mnie tak, jak popcorn- kipiąc energią podskakują wysoko w górę, drżą, buzują aromatem i porządnie podkręcają na kolejny ekspresowy dzień. Prosto z Jemenu przepływają do mnie w pośpiesznych łykach i siorbnięciach, w parzeniu warg gorącą arabiką setki promieni słonecznych, miękkich pacnięć ciepła na skórze. W cieple kawy płynącej przez przełyk czuję te podskakujące ziarenka niosące ze sobą dużo pozytywnych wibracji. Takie reagge w filiżance, nawet w najbardziej pochmurny dzień.
czajkowskatarzyna@gmail.com

Anna M pisze...

Nie tak dawno temu, w odległej krainie Jemenu, królewski dwór przygotowywał się do przyjęcia europejskich gości. Król chcąc ocieplić stosunki ze Starym kontynentem postanowił wydać swą córkę Tsukululę za europejskiego księcia o twarzy bladej jak kozie mleko i oczach tak niebieskich jak futerko ukochanej papugi Dżamali. Słyszymy fanfary, oto widzimy królewskie głowy kłaniające się przed sobą nawzajem. Po oficjalnym powitaniu odbył się równie oficjalny poczęstunek, spostrzegawcze oko zauważyłoby brak zainteresowania ze strony księcia osobą księżniczki Tsukululi, ale spostrzegawczego oka przy stole zabrakło. Po poczęstunku Tsukulula zabrała księcia na królewski taras by wychwalać swą osobę pod niebiosa. Znudzony książę odpłyną daleko myślami wpatrując się w afrykańskie krajobrazy. Gdy tak przeczesywał wzrokiem polany, oazy i ogrody, nagle jego uwagę przykuła delikatna postać pracująca na plantacji kawy. Książę zerwał się jak poparzony i poprosił księżniczkę o przewodnika po królewskich plantacjach. Podczas spaceru odłączył się od przewodnika by zapoznać się z osobą, którą zauważył z tarasu. Była nią Yukuba, piękna córka dworskiego rzeźnika. Młodzi od razu wpadli sobie w oko, rozmawiali godzinami, popijając aromatyczną kawę, najlepszą na całym kontynencie afrykańskim. Książę rozkoszował się smakiem owej kawy nie wiedząc, czy targające nim gorące uczucia spowodowane są miłością do Yukuby, czy aromatem przepysznej kawy. Młodzi spotykali się codziennie, książę przestał pojawiać się na uroczystych poczęstunkach, zaniepokojona księżniczka postanowiła śledzić księcia i tak oto wielka tajemnica zakochanych ujrzała światło dzienne. Rozwścieczony król wydalił księcia ze swego królestwa. Na chwilę przed rozłąką zrozpaczona Yukuba przyrzekła, że co 2 miesiące będzie wysyłała paczuszkę kawy jako dowód swej niewygasającej miłości do księcia. Tak też zrobiła, przez 2 lata wysyłała do księcia kawę, w zamian ten, odpowiadał jej długimi, miłosnymi listami. Niestety pewnego wieczoru, gdy Yukuba nadawała paczkę na statek eksportujący "bawełnę", została złapana przez królewską straż. Oskarżono ją o zdradę i kradzież królewskiego mienia i stracono o głowę.
Okazało się, że jedna paczuszka pozostała niezauważona na statku i popłynęła do Europy, niestety Yukuba nie zdążyła jej zaadresować. I tak oto pewnego dnia, zagubiona, wybielona przez morskie wody paczuszka trafiła do moich rąk.

Małgorzata Ziółkowska pisze...

Kiedyś, dawno temu gdy byłam młoda i piękna wyjechałam do Afryki w poszukiwaniu pracy. Nie posiadałam nadzwyczajnych umiejętności, nie znałam języka dzięki, któremu mogłabym się porozumiewać ale posiadałam zdolnosci kulinarne i nimi miałam sie posłuzyć w mojej wyprawie.To była długa podróż, ogromne wyzwanie dla młodej dziewczyny. Byłam zaczepiana, mężczyźni dotykali moje bardzo długie włosy z zachwytem szeptając do siebie a ja biedna nie mogłam zrozumieć o czym oni tak między sobą mówili. Pewnego dnia na statku, którym płynęłam do krainy pracy bo wtedy tak sobie Afryke wyobrażałam, poczestowano mnie ziarnkami, wygladały jak małe brązowe pastylki tylko po włozeniu do ust nie przypominały ani trochę słodyczy. Kazano mi ziarnka przeżuwać i delektować sie ich smakiem. No dobrze pomyślałam, choć do delektowania było mi daleko gdyż smak ziarnka był dla mnie obcy. Mijały dni i miesiące, każdy na statku pomagał sobie jak najlepiej potrafił, jedni łowili ryby, inni pomagali przy sterze, kobiety sprzątały kajuty, niektóre zajmowały się posiłkami a jeszcze inne śpiewały jak w nocnym klubie tańcząc przy tym. Wpadłam w rytm i ja, tańczyłam, śmiałam się i przeżuwałam ziarnka, które w pewnym momencie nie dawały mi juz spokoju i kiedy było mi brak tego na wpół kwasnego smaku sięgałam po kolejne i kolejne ziarnko. Kiedy dotarliśmy do Sany, najwiekszego miasta Jemenu trafiłam do ludzi chorych, tam miałam się nimi opiekowac w zamian za nocleg i posiłek, tak też uczyniłam. Byli to bardzo bogaci ludzie i choć trudno było mi się porozumieć pracowałam w kuchni jakbym była we własnym domu i tu zaczęła się przygoda z ziarnkami Arabici. Otóż okazało się, że ludzie, którymi się opiekowałam posiadali ogromną plantację kawy zwaną Arabicą. Postanowiłam pomagać również tam z ciekawości jak i chęci posmakowania poraz kolejny tych mini ziarenek. Oczywiście znowu nie zdawałam sobie sprawy, że rosnące ziarenka na krzewach nie są do bezpośredniego posmakowania i ku mojemu zaskoczeniu ujrzenia tego wspaniałego widoku pięknie kwitnących kwiatów na tych właśnie krzewach dowiedziałam się, że to pierwszy rok, w których Arabica mogła zakwitnąć bo owocuje dopiero po siedmiu latach. To była ciężka praca, nie było czasu na odpoczynek, zbierałam najbardziej dojrzałe owoce,czerwone, lśniące kulki, które później przechodziły do dalszej obróbki i takim sposobem stałam się wyrafinowanym smakoszem kawy. Zwyczajnie się w niej zakochałam, stanęła na mojej drodze tak jakby sama mnie szukała. Kawa stała się dla mnie afrodyzjakiem na poprawę humoru, polepszyła moja kondycję fizyczna jak i umysłową. Dziś mam własny sklep, do którego można przyjść napić się kawy, porozmawiać i dowiedzieć się skąd kawa się wywodzi, jak znalazła się w moich rękach, jak po raz pierwszy poznałam jej smak.

Anonimowy pisze...

"O zakręconym ogrodniku - Arabiku"

W miejscu o którym dotąd nie słyszano mieszkał sobie młodzieniec o psotliwym imieniu Arabik. Młodzieniec ten od maleńkiego nie wykazywał większych zdolności, a jedynym jego atutem był prześladujący go pech.
Ojciec Arabika aby zająć chłopca podarował mu szarozielone ziarenko. Arabik starannie umieścił ziarenko w ziemi tuż obok swojego okna. Z owego ziarenka wyrosło piękne drzewo dające Arabikowi cień w czasie upalnych dni. Po pewnym czasie zakwitło i zaowocowało, dając niezliczoną ilość szarozielonych ziarenek.
Niestety nikt nie znał wartości tych niewinnie wyglądających ziarenek do momentu, w którym Arabik w wyniku swojego pecha podpalił je. Ku swemu zdumieniu ziarna nabrały charakterystycznego aromatu, a po zaparzeniu okazały się idealnym "napojem" o łagodnym smaku. Wkrótce "napój" Arabika rozpowszechnił się na okoliczne wioski i miasteczka. W kolejnych latach trafił na rynki zagraniczne, również europejskie, aż trafił do Polski.

Pewnego dnia przedzierając się przez zatłoczone ulice, poczułam wyjątkowy zapach. Podążając za nim dotarłam do miejsca w którym serwowano kawę Arabikę. Pierwszy jej łyk przekonał mnie do tego, że jest ona tym co musi się koniecznie znaleźć w mojej kuchennej półce. Od tego czasu wspólnie rozpoczynamy każdy dzień.

pysia3012@wp.pl

Anonimowy pisze...

do mnie kawa z Jemenu dotarła w sposób prosty i prawie banalny. Otóż Dawno temu, żył pewien człowiek w owej krainie. Słynął on z tego, iż miał niesamowicie rozwiniętą zdolność empatii. Pewnego ranka, jak zwykle wyszedł na próg swojej jemeńskiej chatki, w glinianym naczynku trzymał kawę.I kiedy ją tak sączył pomyślał sobie, że na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy nie znają dobrej nowiny o kawie. Którzy żyją w sowich światach i nie mają skąd czerpać energii i przyjemności. Uświadomił sobie, że nie mają oni szczęścia cieszyć się w niedziele, wspólnymi, rodzinnymi chwilami przy filiżance kawy i pysznym ciastku. Kiedy uświadomił sobie tą koszmarną prawdę postanowił, że podejmie misję i zrobi wiele aby podzielić się tym boskim napojem.A człowiek ten słynął z tego, że hodował bardzo kolorowe i inteligentne ptaszki.Postanowił połączyć swoje hodowlane hobby z pasją picia kawy. Wpadł na pomysł, że przy pomocy wyszkolonego ptaszka, który nosił wdzięczne imię Arabica spróbuje przekazać ziarenka kawy wraz z instrukcją jej parzenia.
Jak pomyślał tak zrobił.zapakował ziarna kawy w małą sakiewkę, umocował pod brzuszkiem ptaszka i wysłał go w daleką podróż do Europy.
Mijały tygodnie...ptaszek leciał i leciał.
I pewnego dnia wylądował na podwórku Pewnego Starca, który wiedziony ciekawością, znalazł zawiniątko przyniesione przez ptaszka....postapił zgodnie z instrukcją i odtąd jego zmysły cieszyły się niebiańskim aromatem..

Legenda głosi,że na cześć dzielnego ptaszka, który po wyczerpującej podróży złożył swoje piórka w dłoniach Starca jego imieniem postanowiono ochrzcić ów boski trunek.


I tak oto, dzięki potrzebie dzielenia cały świat pachnie kawą :)






daria-1981@o2.pl

Anonimowy pisze...

Kawa z kuchennego potwora.
Kawa to mój ulubiony napój o smaku emocjonalnym ! Pojawia się moim kubku w najintensywniejszych momentach ! Zawsze, gdy na duszy ciepło i spokojnie. Rano, gdy w ciszy śpiącego jeszcze domu ekspres skrzypiąc wydaje na świat wypalone słońcem krople - czuję jej zapach i uśmiecham się… Tak to on ! To ten wielki, ekspresowy potwór rodzi codziennie z siebie tą diabelską ciecz ! To ta szatańska maszyna naznacza mój poranek każdego dnia ! To z niej kawa materializuje się w moim kubku, a jej wonna para rozgrzewa moje myśli i budzi wszystkie ospałe połączenia nerwowe szykując je na trudy dnia powszedniego. Mam wrażenie, że poranna kawa w pakiecie z gazetą – to zestaw obowiązkowy codzienności – tak zwyczajny, naładowany energią i kofeiną, a paradoksalnie uspakajający… czas zwalnia na tą chwilę. U was też?
Miłego dnia !

salamanndra@wp.pl

Anonimowy pisze...

historia tej aromatycznej Arabici ,która właśnie pływa w mej filiżance jest bardzo długa.ziarenka urodziły się w odległym Jemenie gdzie piękne kobiety troskliwie opiekowały się nimi.pewnego słonecznego dnia poszczególne ziarenka zostały zabrane od swoich przyjaciół z krzaczka.wtedy właśnie się poznały.na początku rozpaczały,nie wiedziały co ich spotka.lecz ludzie,którzy je zerwali,zafundowali im wspaniałe słoneczne wakacje...opalanie w słońcu i w wielkim solarium.w tym czasie ziarenka bardzo się polubiły i wiedziały już,że razem stworzą coś cudownego.coś co zachwyci każdego.jednak nie wiedziały jeszcze co to będzie.wkońcu postanowiły odbyć podróż.na moje szczęście wybrały Europę.tam to dopiero musiało się dziać,ponieważ gdy ziarenka opowiadały mi tę część przygody,bardzo się ekscytowały. niestety nie zdążyły opowiedzieć mi jej całej ponieważ jak najgorszy zbrodniarz wypiłam swoją ulubioną kawę rozkoszując się tą cudowną chwilą.już nie mogę się doczekać gdy kolejne ziarenka opowiedzą mi swą historię leżąc na dnie ślicznej filiżanki.tym razem postaram się dotrwać do końca.choć wiem,że nie będzie to łatwe zadanie;)
zielona_morelka@vp.pl

Anonimowy pisze...

Jemen.
Zbliżały się wakacje. Kawa Arabica nudziła się. Postanowiła wyjechać z Jemenu. Szykowała się do wyjazdu.
„Wyjazd stąd !!!” – krzyknęła do niej jemeńska czekolada. Arabica nic na to nie odpowiedziała. Wiedziała, że czekolada zawsze była gorzka i ta zgorzkniałość u niej pozostanie. Podobnie było z jemeńskimi trunkami. Ciągle były gorzkie i wyprowadzały z równowagi.
Kawa Arabica wiedziała, że musi wyjechać. Tylko gdzie?
„Może morze?” – podpowiedziały jej jemeńskie konserwy rybne. Swoje zdanie wyraziły też zupy i gotowe dania: „Dania ! Dania !”. „Proponuję Finlandię” – odezwała się znana wódka.
W końcu głos zabrała Arabica: „Kawa na ławę. Podejmijmy jakąś decyzję bo manna nam z nieba nie spadnie”. Traf chciał że akurat nad zebranymi produktami po linie chodziła jemeńska kasza manna i z wrażenia spadła. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać. „Wypchajcie się” – odpowiedziała bo nie dała sobie w kaszę dmuchać.
Produkty wróciły do dyskusji. „Arabico! Może jedź do Polski - na Mazury !!!” – zaproponował mazurek przywieziony przez polskich emigrantów. „Nie, w Karpaty” – odpowiedziała emigrantka karpatka. Arabice spodobał się ten pomysł! Polska! Postanowiła odwiedzić góry stołowe. Góry stołowe każdego Polaka!
makaronowy.klen@onet.eu

Anonimowy pisze...

Arabica - wielka dama,
chciała w końcu znaleźć swego pana.
"Nie chcę już na kawowcu dojrzewać,
muszę się stąd jak najszybciej zerwać!".
A że o wielkim świecie marzyła,
jak pomyślała, tak zrobiła.
Ciemną nocą kawowca opuściła
i bilet lotniczy wysokiej klasy zakupiła.
Jako cel daleki kraj obrała
i do niego z zaciekawieniem przez wiele godzin leciała.
"Obym tam męża wyśnionego spotkała
i po uszy się zakochała!".
Krajem tym Polska była
i wielkiej miłości Arabica tu doświadczyła.
Z miłości tej z mężem zmielić się dała
i tym sposobem w mojej filiżance wylądowała :)

Pozdrawiam,
lovcia88@interia.pl

Anonimowy pisze...

Kawa Arabika spokojnie rosła sobie w Jemenie,
Lecz gdy podrosła, chciała spełnić swe marzenie,
Otworzyła mapę i liściem na punkt wskazała,
I tak los sprawił, że Polskę wybrała!
Płynęła tak przez morza, oceany,
Aż ujrzała kontynent nieznany,
Na Gdańskim molo ją wysadzili,
I na Dolny Śląsk udać się poradzili,
A okolica tak Arabikę urzekła,
Że postanowiła udać się do małego miasteczka.
Wchodząc do małego sklepu odpocząć postanowiła,
Dlatego wygodnie na półce się usadowiła,
Szybko usnęła i nie zauważyła,
Gdy jakaś pani do koszyka ją włożyła.
Lecz zapach parzonej kawy szybko ją ocucił,
Domysliła się, że ktoś do filiżanki ją wrzucił,
Od tamtej chwili Arabika w moim domu króluje,
A jej aromat w całym domu się czuje :)

onlyme30@o2.pl

Anonimowy pisze...

"Którejś nocy przyśniła mi sie kawa...
Była inna, taka czysta w swej postaci i bogactwie smaku, że zapragnąłem ją mieć.
Poprosiłem by ze mną poszła, że dam jej kolorową puszkę, usadownię w najlepszym miejscu w mojej kuchni, będę ją pił małymi łyczkami z najpiękniejszej filiżanki, że będę jej smakował niczym najcudowniejszego energetycznego nektaru.
Obiecałem ją ubóstwiać i sprawić by wszyscy wkoło ją uwielbiali... Arabika - tak jej było na imię!"

Gdzieś daleko na plantacji, Arabika śniła o cudownym mężczyźnie, który obiecał, że będzie najwspanialszą kawą świata. Ten sen był tak piękny, że postanowiła go odnaleźć. Przemierzyła mnóstwo krajów wszerz i wzdłuż, by w końcu stanąć na Polskiej ziemi. Czuła, że jest blisko, wędrowała od domu do domu, aż zapukała pod pewne drzwi.

"Obudziło mnie pukanie, zerwałem się i oszołomiony otworzyłem drzwi. Na progu stała paczka, mała paszuszka, nieco już zniszczona przez czas, ale miała w sobie coś znajomego... zapach... zapach kawy... ARABIKA! Moja ukochana KAWA!"

kontakt: rafaelloo29@o2.pl

Anonimowy pisze...

Czarna kawa Arabika
Spod gorących palm wnet znika
Pędzi morzem, lądem, lasem
By ją w Polsce smakowali czasem
We Wrocławiu i w Krakowie
Też w Warszawie i w Tarnowie
W Żywcu, Bielsku i Grodkowie
To jest kawa, co się zowie
Student, docent i sprzątaczka
Wszyscy na nią mają smaczka
I te posły, senatory,
Te platformy, te …
Wszyscy oni ją już piją
Bo też oni uważają,
Że to oni racją mają
i, że kawa arabica
to Donalda jest polityka
to jest cud ten obiecany
ten arabski inwestor
tak nie dawno opisany
nawet Michnik w swej gazecie
temat PiS-u już zostawił
i o kawie felieton był sprawił,
że cudowna, gen derowa,
postępowa, feministyczna
i gazetowa…
na co Rydzyk oburzony
bije w swe toruńskie dzwony
i do starszych babć wrzeszczy
że ta arabica to znak ostateczny,
że to szatan, że to Unia,
że to wirus jest taki straszny,
co konta bankowe darczyńców
blokuje w sposób nie jasny
Patrzy na to arabica
Myśli sobie, co za durnie
Wnet też opuszcza Warszawę
I w Krakowie urządza zabawę
U Edytki, w Bronowicach
Na zastawie, tej kawowej
Co ją wygrać można u Was,
Więc zastanówcie się proszę,
I przyjmijcie zaproszenie,
A jako podarek zestaw ze Sobą weźcie
Spróbujemy go przy cieście :)
aplikant11@wp.pl

Anonimowy pisze...

Ekspresowa oda kawowa

Ekspres machina – diabelskie stworzenie,
stąd w moim kubku kawa – zbawienie !
To on, co rano z trzewi swych rodzi
napój, który po domu za nos wszystkich wodzi,
Ciecz, co z czarnych ziaren poczęta,
Stawia na nogi, gdym snem jeszcze zmięta,
Kawa wybornie i mocno pachnąca,
Budzi do życia jak promienie słońca,
Pasuje do prasy i papierosa,
Niczym do trawy poranna rosa,
Wiwat, hura ! niech żyje parzenie,
Które do kubka sprowadza marzenie… !

salamanndra@wp.pl

Anonimowy pisze...

***
Między ziarenkiem a kawą roztacza się smak tej opowieści.

Najpierw ono: bo zaczęło się tak niewinnie, gdy uroczo kusiło, opalane słońcem. Już wtedy na myśl przywodziło zapach wieczora, gdy usiądziemy razem w kawowym amoku.

Teraz ona. Jest wieczór, a w kawowym amoku wciąż wracamy do chwili, gdy w uroczej pokusie i słońcu tak niewinnie nastał początek.

Ta historia ziarenkiem się toczy.

jegomosc06@onet.pl

Adrian Moczyński pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

Mateusz Domański pisze...

Należy przyznać, że jeśli rozpoczynamy dzień od kawy to na pewno staje się on o wiele lepszy. Tym bardziej ja za każdym razem decyduję się na to, aby mieć zapas kawy w kapsułkach z https://www.nespresso.com/pl/pl/order/capsules/original i muszę przyznać, że podoba mi się wybór wielu smaków.

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails