• RSS

niedziela, 22 stycznia 2012

Racuch(l)ove


Słodziaki!
Z jabłkami, cynamonem i słodkim pyłkiem z cukru pudru. Cieplutkie, skwierczące na patelni, a potem rozpływające się w buzi. Najpyszniejsze, bo domowe. Z maminego przepisu, zapisanego dawno temu na pożółkłej już teraz kartce, ze wskazówkami, za które tak ją uwielbiam: dodaj na oko, wymieszaj trochę, ale nie za długo albo dosyp tyle, żeby było dobrze. Szczególnie pomocne, gdy staram się wypróbować przepis po raz pierwszy i nie mam bladego pojęcia ile to jest dużo, ale nie za dużo. Ale w tym cały urok i domowe ciepło. Mamine czary-mary ze starego zeszytu z przepisami.


Przepis na racuchy jest najprostszy i najpyszniejszy z możliwych. Placuszki są miękkie, puszyste i ani nie za słodkie, ani nie niedosłodzone. W sam raz we wszystkim.

Mamine racuchy
Składniki:
  • 2 jajka
  • szczypta soli
  • 250 ml kefiru
  • 280 ml śmietany 30%
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • mąka pszenna* (wyjaśnienie ile dodać - niżej)
  • 3 jabłka
  • pół łyżeczki cynamonu
  • cukier puder
Przygotowanie:
Do miski rozbić 2 jajka, posolić. Ubić trzepaczką (nie mikserem). Dodać kefir i śmietanę, dobrze wymieszać. Dodać proszek do pieczenia, cynamon i mąkę. *Tu wyjaśnienie ilości: mąkę trzeba dodawać porcjami (np. łyżkami), aż do uzyskania ciasta bez grudek, z pęcherzykami powietrza i o konsystencji lejącej gęstej śmietany. Ja dodawałam po 1 łyżce, wyszło mi jakieś 9 - 10. Gdyby ciasto po dodaniu mąki było za gęste, trzeba dodać jeszcze trochę kefiru i zimnej wody. Kiedy będzie miało odpowiednią gęstość, jabłka obrać, powykrawać gniazda nasienne, pociąć na krążki, kostki lub płatki i wrzucić do ciasta, żeby nim oblazły. Smażyć niezbyt duże racuchy na złoto na rozgrzanym oleju. Posypać cukrem pudrem.


Michael Brooks - 13 rzeczy, które nie mają sensu

Wydawnictwo Literackie od jakiegoś czasu wypuszcza książki, które są tak pozytywnie pokręcone, że jak tylko w księgarniach ukazuje się kolejna, lecę tam w podskokach. Jakiś czas temu pisałam już o jednej z nich. Za czytanie 13 rzeczy, które nie mają sensu wzięłam się w ciemno. Wiedziona przeczuciem, że niby nauka, niby może nawet skomplikowana, ale spodziewałam się raczej przy Brooksie wybuchów śmiechu niż poważnych rozważań. I faktycznie - pełno tu humoru, nauki pół żartem pół serio, nawet wyśmiewania co poważniejszych i bardziej bufoniastych naukowców z ich arcyciekawymi teoriami (to żart) powstania wszechświata, ewolucji życia i zagadek śmierci. Bo tych trzynaście rzeczy, które pozornie wszyscy uzasadniają, a jak się zastanowić, nie mają najmniejszego sensu (i nikt nie wie, skąd ten sens wytrzasnąć), są tak proste i oczywiste, że, jadąc na fali początkowego zaskoczenia, czyta się to z coraz większą ciekawością. Bo jakie może być rozwiązanie zagadki życia, anomalii Pioneera, rzekomego sygnału "Wow!" nadanego przez kosmitów, efektu Placebo czy zmiennych stałych? 
Mam jednak jedno ale. Nawet bardzo duże. Książka jest owszem, ciekawa, ale podczas jej czytania miałam wrażenie i nadal po jej skończeniu nie chce mnie ono opuścić, że książka jest wciągająca, ale dla jednej grupy czytelników - tych zorientowanych przyrodniczo. A więc: naukowców, studentów fizyki, astronomii, chemii i wszystkich innych kierunków ścisłych albo po prostu tych, którzy się nauką - w sensie bardzo ścisłym - interesują. Wydaje mi się, że oni by Brooksa docenili bardziej niż ja. Bo ja się trochę męczyłam i nie czytałam z wypiekami na twarzy. Raczej dla samego przeczytania. Choć autorowi udała się niewątpliwie jedna rzecz, za którą trochę go polubiłam: nie cisnęłam książki od razu w kąt, co przy mojej orientacji bardzo humanistycznej i totalnie antymatematycznej (mniej subtelnie określanej tumanizmem matematycznym) jest nie lada wyczynem.

PS. A już niedługo będę miała dla Was kilka ogłoszeń-niespodzianek - wszystkie pozytywne. Tylko cierpliwości, bo najpierw sama je muszę ogarnąć, żeby mieć co ogłaszać :)

34 komentarze:

Majana pisze...

Cudowne racuchy Asiu! Dawno nie jadłam.
Pyszotki i piękne zdjęcia. :)
Uściski:*

kulinarne-smaki pisze...

Ja też bardzo racuch(l)ove, ale troszkę inne niż Twoje. Choć przyznam, że i ten przepis muszę wypróbować :)

asieja pisze...

rozkosznie o nich piszesz, już ma się ochotę na takie oprószone cukrem pudrem słodkości.. domowe, mamine. koniecznie.

Anonimowy pisze...

ojejku !!!chyba po mojej diecie---racuchy zwyciezyly. Ale jak mawiali starozytni (Indianie)---raz kozie smierc !!!!!!!!!!!

slyvvia pisze...

Kocham takie. Ach, chyba kupię drożdże ;)

Waniliowa Chmurka pisze...

słodko i przepysznie;)
Miłego dnia, Asiu:))

Kamila pisze...

Pyszne, domowe i najlepsze! Miłego dnia!

KassWarz pisze...

uwielbiam racuchy! zawsze i zawsze kojarzą mi się z moją mamą! coś w tym jest! a na książkę też mi apetytu narobiłaś!

Unknown pisze...

Racuchy = moja mama = dom rodzinny = błogość... :)

Asia pisze...

Sylvvia, ja robię bez drożdży - takich jak piszesz jeszcze nie robiłam, choć jadłam i były przepyszne.
Paulina, prawda? Racuchy w prostym rachunku = dom :)
Majanko - ja też cię uściskuję i miłego dnia!

kasia pisze...

Jakie ciepłe i domowe! A książkę już podpatruję on-line ;)

Ewelina Majdak pisze...

Ooooo ja to bym takie drożdżowe zjadła...
:)

basia pisze...

ja zawsze robie drozdzowe, ale te Twoje wygladaja pysznie. Pozdrawiam, Asienko...

a. pisze...

Ech, chyba jestem jedyną osobą, która nie szaleje za racuchami :D

Aurora pisze...

Obie pozycje smakowite, z naciskiem na serduszko w pudrowym cukrowym puchu :D

kabamaiga pisze...

Mamine, babcine - zawsze najlepsze.

Asia pisze...

Wszyscy chcą drożdżowe! A ja drożdżowych robić nie umiem ;) (choć może się nauczę)

Asia pisze...

Ja tam wolę zwykłe, nie drożdżowe ;)
Wyglądają wspaniale! Zrobiłaś mi smaka... coś czuję, że w najbliższym czasie zapach smażenia racuchów pochłonie moje mieszkanko. ;)

Asia pisze...

Dzięki Asia, ty jedna:) Chociaż wiecie co? Narobiłyście mi smaka na drożdżowe. Macie jakiś swój dobry przepis? Bo bym chętnie wypróbowała :)

Sue pisze...

Jak z bajki. :)

Monika pisze...

domowa magia bez precyzyjnych receptur:)och,tak!poproszę taki słodki talerzyk;)

Patrycja Reszko pisze...

Cudowne wspomnienie dzieciństwa...

Mala N pisze...

Lubię racuchy, ale nigdy nie chce mi się ich robić, ale może się jednak zmobilizuję...

Basia pisze...

Nigdy nie robiłam racuchów, ale zmotywowałaś mnie do ich upichcenia:)
Przepiękne fotografie!
Pozdrawiam ciepło.

Asia pisze...

Racuchowa motywacja! :)

Asia pisze...

Zawsze najlepsze! :-) Też nigdy nie wiem ile czego, jak moja Babcia mi tłumaczy jak coś robi ;-)

Trzcinowisko pisze...

Czy ja już pisałam że cię uwielbiam? Siedze dobita w domu....wchodze tutaj o od razu mi się chce uśmiechnąć..no i mam książkę dla siebie:) bo ja jestem zorientowana przyrodniczo;p

darkhorse pisze...

Fantastyczne ! Dziś pierwszy raz zrobiłam. Wyśmienite ! Dziękuję za przepis :)

Asia pisze...

Trzcinko - o o, widzisz, wiedziałam, że czytanie i recenzowanie tej książki będzie miało sens ;)
Darkhorse - bardzo się cieszę! :)

Komarka pisze...

Najwyraźniej wszystkie mamy są niedoścignionymi specjalistkami od racuchów - moja też :) Chociaż u mnie w domu racuchami nazywa się placuszki drożdżowe. A ja lubię i takie i takie :)

najsmaczniejsze.pl pisze...

z jabłkami najlepsze, mhmm

Toczka pisze...

Rewelacyjne, uwielbiam racuchy! :D Pamiętam, że mama smażyła mi je zawsze jak była brzydka pogoda :] Jesienią, kiedy wiał wiatr i nie dało się wyjść na dwór, zimą kiedy mróz szczypał tak mocno, że biegać można było tylko przez kilka minut, wiosną i latem, kiedy szalały burze :D Ech, to jest kuchnia dzieciństwa, wyzwalająca niesamowite i piękne wspomnienia. Przepis zapamiętam, bo nadal szukam idealnych racuchów :D

Mary pisze...

Zjadłabym kilka:)

gruszka z fartuszka pisze...

o mamusiu, jak jak kocham racuchy! :) ucieszyłam się, jak przeczytałam, że smażenie na głębokim tłuszczu wcale nie jest takie szkodliwe jak o tym mówiono kiedyś (oczywiście, pod warunkiem że smaży się na olej rzepakowym, a nie smalcu) - pomyślałam właśnie o racuszkach. no i plackach z jabłkami ^^ mniaaaam!

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails