• RSS

wtorek, 31 maja 2011

Czekoladove. Rozwiązanie konkursu



Niezwykle przyjemnie czytało mi się o waszych ulubionych czekoladach. Wybór tych trzech najlepszych komentarzy okazał się trudniejszy niż myślałam, bo Wasze zainteresowanie czekoladowym konkursem było ogromne. Ponad 130 komentarzy i kilkanaście maili! Żałuję, że mam do rozdania tylko trzy paczki pełne słodkości - przydałoby mi się co najmniej dziesięć razy tyle, żeby nagrodzić wszystkie osoby, które bym chciała. 


Paczki wypełnione czekoladowymi słodkościami i ufundowane przez Wedla (o samym konkursie tutaj: klik!) za historie o kawie wędrują do:


Majany - za uaktywnienie moich kubków smakowych przy czytaniu o wymarzonej, wyczekanej czekoladzie
Anlejki - za czekoladę w dobrym celu
Gosi - za czekoladę sesjozdawalną :)

Serdecznie gratuluję i pięknie proszę o kontakt mailowy (na j.mentel@gmail.com) w sprawie adresu, na jaki maja zostać wysłane nagrody. Wszystkim uczestnikom dziękuję za rozśmieszanie, zaciekawienie i zaskakiwanie Waszymi komentarzami. Zaczytywanie się w nie było bardzo miłe :)

środa, 25 maja 2011

Tarta megaorzechowa


Przepis z cyklu wyszperane, znalezione, wydrukowane i zapomniane. Ha! Nie tak do końca zapomniane. Segregator w truskawki, który ledwo trzyma wszystkie kartki w jednej kupie jest już pełen tak, że ciężko przewracać w nim przepisy - jak się chce coś przeczytać, to trzeba wytargać spomiędzy innych świstków. I ten przepis jest właśnie taki wytargany. Chyba każdy, kto gotuje, ma taki swój prywatny składzik: co kogo zainteresuje, pstryk, klik! i drukarka nie ma czasu na próżnowanie.

Tarta przygotowana na XIII Festiwal Kultury Żydowskiej we Wrocławiu Simcha. Book Me a Cookie w tym roku partneruje, wspiera i mocno trzyma kciuki za festiwal - bo pomysł fajny, a idea zacna. W związku z tym, kulturalnie, tarta orzechowa - z całym mnóstwem migdałów, nerkowców, orzeszków laskowych i włoskich. Dodane do kruchego spodu, na którym zapieka się cudnie pachnąca masa orzechowa. Na wierzch lekko powciskane i przyrumienione orzechy.

Jest taki moment podczas pieczenia, że zapachy z piekarnika zaczynają wydostawać się poza kuchnię - najpierw lekko, przelotnie zapachnie, potem ten zapach staje się intensywniejszy i słodki. Czuć przyprawy, kruche ciasto, nadzienie - to jest jakaś zapachowa bajka. W tej tarcie tak właśnie bajkowo mieszają się słodkie zapachy: miodu, przypraw (cynamonu i kardamonu) i sezamu. Potrafię wyczuć zapach upieczonego ciasta. I faktycznie, za chwilę pi bip pi bip, minutnik zaczyna się dopominać o wyłączenie.


A najmagiczniej jest wtedy, gdy ktoś wchodzi do domu - i pachnie tak ciepło, miło, przytulnie. Dla  niego intensywniej niż dla mnie, bo po jakimś czasie nos się przyzwyczaja, ale dla kogoś, kto przychodzi z zewnątrz takie słodkie aromaty są wyczuwalne przez kilka godzin po pieczeniu. To jest lepsze niż odświeżacz powietrza! W dodatku która firma zamyka w chłodnej metalowej puszce zapach przytulności? To potrafi tylko piekarnik. Swój, domowy, stary albo nowy, z funkcją grzania od dołu, od góry, od dołu i od góry, na skos - nie ma znaczenia. Ważne, że swój, udomowiony.


Tarta orzechowa
(z orzechowym nadzieniem, na orzechowym spodzie i z orzechami na wierzchu)
Przepis wyszperała gdzieś na forum Anoushka, z małymi zmianami, żeby było bardziej po mojemu.

Składniki - forma ø 26 cm:
ciasto:
  • 150 g mąki
  • 150 g zimnego masła
  • 60 g cukru pudru
  • 20 g drobno zmielonych migdałów
  • 40 g wiórków kokosowych (można zamienić na taką samą ilość mielonych orzechów, jeśli ktoś nie lubi wiórków)
  • 1 spore jajko
orzechowe nadzienie:
  • 150 g masła
  • 80 g cukru
  • 200 g zmielonych orzechów - mogą być same migdały, może też być mieszanka różnych orzechów - ja zmieliłam ze sobą migdały, orzechy włoskie, laskowe i nerkowce
  • 3 jajka
  • 2 łyżki najpyszniejszego miodu, jaki macie
  • 100 g orzechów na wierzch (dałam brazylijskie)
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • pół łyżeczki kardamonu
  • 2 łyżki ziaren sezamu

Przygotowanie:
Składniki na ciasto szybko zagnieść. Uformować kulkę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na minimum 30 minut. Po tym czasie delikatnie podsypując mąką, rozwałkować ciasto i przełożyć do formy na tarty (albo "wygnieść" w foremkę palcami, odrywając po kawałku ze schłodzonej kulki ciasta i wylepiać formę jak plasteliną). Włożyć z powrotem do lodówki.
Utrzeć masło z cukrem na puszystą masę. Stopniowo dodawać po jednym jajku. Na końcu dodać zmielone migdały, miód i przyprawy. Wymieszać. Ciasto wyjąć z lodówki, wyłożyć na nie krem. Obsypać wierzch z grubsza posiekanymi orzeszkami, delikatnie wciskając je w krem. Piec około 35-45 minut w nagrzanym do 170°C piekarniku. Po wyjęciu z piekarnika odstawić do ostygnięcia.
Tarta świetnie smakuje z filiżanką świeżej kawy albo polana słodką śmietanką :)



Roma Ligocka, Dziewczyna w czerwonym płaszczyku
(o książce pisałam już tutaj - klik!)

niedziela, 22 maja 2011

Czekoladove. Słodki konkurs


Lubicie czekoladę? Albo inaczej - kto jej nie lubi?

Mam do rozdania 3 czekoladowe paczki pełne słodkości: czekolad, batonów, ptasiego mleczka i cukierków w różnokolorowych papierkach, czyli mieszanki wedlowskiej, wszystko ufundowane przez Wedla. I tu moja rola się kończy, a zaczyna Wasza. Co trzeba zrobić, żeby wygrać dużą słodką paczkę? Dokończyć zdanie: Moja ulubiona czekolada to... 

Mała, duża, smakowa, z jakimś specjalnym dodatkiem albo po bożemu i klasycznie: dobra gorzka? Ale już ćśś, nie mówię nic więcej. Swoje odpowiedzi możecie zostawiać w komentarzach. Konkurs trwa tydzień - na Wasze czekoladowe preferencje czekam do niedzieli 29 maja, do godziny 23:59. Po tym czasie wybiorę 3 osoby, do których powędrują duże pachnące pudełka.


Aby wziąć udział w konkursie, nie trzeba prowadzić bloga kulinarnego – ale wtedy - szczególnie jeśli wpisujesz się anonimowo - zostaw w komentarzu namiar na siebie (np. maila), bo bez tego w razie wygranej nie będę się miała jak z Tobą skontaktować. Po opublikowaniu wyników poproszę laureatów mailowo o adres do wysyłki, który zostanie przekazany firmie Wedel, odpowiedzialnej za wysłanie nagród.

Z okazji 160. urodzin Wedel szuka też Ambasadora Fabryki Przyjemności, którego zadaniem będzie odwiedzenie różnych miejsc na ziemi i dostarczanie tam produktów Wedla. Podróże małe i duże, słodkie przyjemności, generalnie szał ciał - więcej informacji tutaj.

czwartek, 19 maja 2011

Nie bądź taki skruszony


Uwielbiam, kocham, wielbię kruszonkę. Jak byłam mała, potrafiłam stać i wydłubywać ją z wierzchu jeszcze ciepłego ciasta. Z ostudzonego zresztą też. A cała sztuka polegała na tym, aby dłubać tak, by nie było widać i nikt się nie zorientował. Była więc strategia "dłubać co kawałek", przez co powstawało wrażenie, że kruszonki jest, a i owszem, mniej - ale równo mniej. Druga taktyka pod tytułem "zjadaj, co widać" polegała na tym, żeby z pełnym namaszczeniem wybierać co okazalsze i większe grudki - w ten sposób kawałki kruszonki były jednej wielkości - małej. W porywach bardzo małej. Trzeci wreszcie sposób - skubać brzegi. Brzegów i tak nikomu nie jest żal, to chociaż ja się o nie troszczyłam. 
Strategie można było stosować zamiennie. Raz tak, raz śmak. Gorzej, jak chciałam być taka panna po kolei i najpierw wydziubywałam po kawałku, potem duże grudki, a na końcu jechałam po brzegach. Wtedy trzeba było przykryć wszystko ściereczką, po cichu na paluszkach wytuptać z pokoju, a jak ciasto później wjechało na stół, znaleźć sobie jakieś bardzo angażujące zajęcie i udawać, że hm, ale o co chodzi?


Babcia wynosiła placki do drugiego pokoju, przykrywała ściereczką, łudząc się, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, stawiała na górnej półce, gdzie nie mogłam dostać (od czego są krzesła?), a mała Asia i tak zawsze tup tup tup i łapa pod ściereczkę. Potem padało sakramentalne pytanie "a gdzie kruszonka?". To był sygnał do błyskania uśmiechami i wykonywania pełnej zaskoczenia miny "oo, to mamy ciasto?". Babcia w odpowiedzi strzelała minę "Mhm. Na górze róże, na dole fiołki, co mi tu wciskasz takie pierdołki". Ale nie minęły trzy sekundy i słyszałam: "Ale dobra była, co?". I następował zbiorowy wybuch śmiechu.

Skoro najlepsza częścią ciasta z kruszonką jest kruszonka, po co w ogóle ciasto? Róbmy crumble!
Crumble mają polski odpowiednik - "owoce pod kruszonką", ale samo "crumble" brzmi jakoś ponętniej. I już w nazwie chrupie. 


Książka, o ho ho, nowiutka, świeżutka, wyczekana. Przepraszam, że się powtarzam z moim uwielbieniem dla Zafona, ale lubię go prawie tak bardzo jak kruszonkę. W dodatku kupiłam książkę przecenioną. Nie wiem jakim cudem komuś opłacało przeceniać się nowość, która dopiero co ląduje na półkach. Zastanawianie się zajęło mi jednak tylko chwilę, po czym popędziłam do księgarni, zanim jej właścicielowi też przyjdzie na myśl, żeby się nad tym zastanowić.


Zrobiłam dwie wersje crumble. Jedną po bożemu: owoce i na nich kruszonkę zapiekłam w piekarniku, drugą na raz dwa trzy w mikrofalówce. Tak, wiem, mikrofalówka niezdrowa. Jeszcze nie zdążyłyśmy się nawzajem polubić, chociaż stoi w kuchni już od jakiegoś czasu. Ale jeśli nie macie takich oporów jak ja, to druga wersja jest idealna dla zabieganych. Kruszonka zapieka się w trochę inny sposób niż w piekarniku - mi osobiście ten sposób bardzo odpowiada.


Crumble z rabarbarem
najbardziej klasyczne

Składniki:
  • 3/4 szklanki mąki
  • 3/4 szklanki brązowego cukru
  • 3/4 szklanki schłodzonego masła
  • 7 lasek rabarbaru
  • 3 łyżki cukru do zasypania rabarbaru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • wiórki kokosowe (jak ktoś bardzo nie lubi, można pominąć)
  • płatki migdałów
Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 180 stopni C. 
Rabarbar umyj, obierz i pokrój na nieduże kawałki (ok. 2 cm). Zasyp trzema łyżkami cukru i mąką ziemniaczaną. Odstaw. Zrób kruszonkę: cukier, mąkę i masło wsyp do miski. Rozetrzyj palcami na okruszki. Ugniataj jeszcze przez chwilę, aż ciasto zacznie się łączyć (jakby kruszonka bardzo nie chciała się łączyć i mimo wysiłków rozsypywała na proszek, dodaj odrobinę więcej masła). Nie musi wyjść piękna, gładka kulka, tylko mniej więcej lepić do siebie tak, żeby można było duże kawałki ciasta pokruszyć później na wierzch. Gotową kruszonkę owiń folią i wstaw do zamrażarki. 
Wyjmij formę, natłuść ją, wyłóż wcześniej przygotowanym rabarbarem. Jeśli jak ja lubisz wiórki kokosowe, możesz posypać nimi wierzch. 
Wyjmij kruszonkę z zamrażarki, pokrusz ją na wierzch rabarbaru, całość posyp płatkami migdałów i wstaw do piekarnika do momentu, aż kruszonka się przyrumieni (u mnie jakieś 20-30 minut).
Po upieczeniu i nałożeniu sobie porcji do miseczki, na wierzch możesz położyć gałkę lodów waniliowych albo słodki mus (u mnie ta jasnożółta pianka na wierzchu to właśnie mus waniliowy, który cudnie się topi od ciepłych owoców i kruszonki).



I jeszcze wersja ekspresowa, bez pieczenia w piekarniku. Na wierzch nałożyłam bitą śmietanę, która rozlała się po ciepłej kruszonce, tworząc słodką, aksamitną warstwę. Niebo w gębie. Patent z bitą śmietaną jest nie do przebicia.

Crumble z rabarbarem dla zabieganych
do przygotowania w 7 minut

Składniki - podaję proporcję na jedną spora miseczkę:
  • 1/3 szklanki mąki
  • 1/3 szklanki brązowego cukru
  • 1/3 szklanki schłodzonego masła
  • 1 laska rabarbaru
  • płatki migdałów
  • 1 łyżeczka cukru do zasypania rabarbaru
  • pół łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • bita śmietana na wierzch
Przygotowanie:
Z grubsza początek jak w tradycyjnym, "piekarnikowym" crumble: rabarbar umyj, obierz i pokrój na nieduże kawałki (ok. 2 cm). Zasyp cukrem (1 łyżeczką) i mąką ziemniaczaną, odstaw. Zrób kruszonkę: cukier, mąkę i masło wsyp do miski. Rozetrzyj palcami na okruszki. Ugniataj jeszcze przez chwilę, aż ciasto zacznie się łączyć (jakby kruszonka bardzo nie chciała się łączyć i mimo wysiłków rozsypywała na proszek, dodaj odrobinę więcej masła). Nie musi wyjść piękna, gładka kulka, tylko mniej więcej lepić do siebie tak, żeby można było duże kawałki ciasta pokruszyć później na wierzch. 
Przełóż do miski rabarbar, hojnie posyp płatkami migdałowymi, pokrusz na wierzch ciasto (kruszonkę). Włóż do mikrofalówki na 2,5 minuty (moc 500 albo 650). Każda mikrofalówka jest inna, dlatego sprawdź, czy po tym czasie jest gotowa - jeśli nie, wsadź jeszcze do środka na minutę. Wyjmij, pozwól crumble przez minutę, dwie się przestudzić (możesz się poparzyć od gorącej kruszonki), nałóż na wierzch kleks bitej śmietany. Jedz i patrz jak bita śmietana fajnie się topi.



Carlos Ruiz Zafon, Pałac Północy


Bardzo lubię. Mogę kupować jego książki w ciemno. Bo mnie tak trzymają w napięciu, że ciasto się przypali, coś wleci w okno, szybę wywali, buchnie pożar, cokolwiek, a ja nie zwrócę na to uwagi.

Zdziwiłam się, jak przeczytałam ostatnio, że na początku jego książki były klasyfikowane jako literatura młodzieżowa. Dlatego, że głównym bohaterem jest zawsze jakiś młody chłopiec? Dla mnie to nie oznacza, że książka musi być młodzieżowa (to tak jakby ktoś zaszufladkował Mistrza i Małgorzatę jako fantasy, bo ma wątki fantastyczne). Później przeczytałam w wywiadzie z Zafonem, że on sam też się zdziwił z takiego odgórnego przyklepania. Drugim zadziwieniem było odkrycie, że w Hiszpanii wszystkie jego książki są już dawno powydawane, a u nas jeszcze paru brakuje. Zaczęłam szukać, gmerać, wyguglowywać i nic - żadnej zapowiedzi polskiego tłumaczenia. Aż tu ciach, kupuję książkę z pomarańczową okładką, zaglądam na ostatnią stronę i o, o, o jacieniemogę! - Światła Września w październiku. Będę chyba koczować pod księgarnią.

wtorek, 17 maja 2011

Sernik kokosowy



Wyszperałam kiedyś przecenioną książkę w Empiku (nota bene to był piękny czas, kiedy w Empiku na drugim piętrze stał jeszcze regał pod tytułem "przecena", często z wybrakowanymi książkami, przy czym wybrak mógł polegać zarówno na braku części stron, jak i na małym zagięciu okładki; później regał się zlikwidował i nastały mroczne czasy) - Popławskiej, Coaching duszy. Wygłosiłam już hymn pochwalny pod jej adresem (o tu, klik!) i obpstrykałam książkę ze wszystkich stron. Jak odkryłam, że Popławska zrobiła* jeszcze jedną książeczkę, zaraz popędziłam do księgarni. Z przystankiem na allegro, gdzie zamówiłam, ale odebrałam już osobiście. Jak należy: człap człap człap, dzień dobry, ja mam u państwa książkę do odebrania, na nazwisko, podpis, dziękuję, paragon jest w środku. Nie mogłam się doczekać i od razu roztargałam brązowy papier. A tam małe cudo: książka w pudełeczku. Z wstążką i śrubką. Rozwiązanie zagadki jak dostać się do środka książki zajęło mi drogę z jednego końca rynku na drugi, kiedy wreszcie pokręciłam śrubką w drugą stronę niż mocowałam się wcześniej i hurra! Mam Talent.

* zrobiła książkę, nie napisała. Bo w niej jest wszystko dopieszczone: tekst, szata graficzna, obrazki, pomysł.


 Uwielbiam! Dużo kolorowych kartek, wycinanki, witraże, wszystko tak ładne, czasem śmieszne, czasem do zastanowienia. Takie do czytania, schowania i wysyłania, chociaż są tak śliczne, że aż żal je wysyłać. O miłości, ale nie tak, że lukier się leje strumieniami i jest tak słodziachno, że aż do zamulenia. Jak ma być miło, to jest przy okazji mądrze, przez resztę czasu zabawnie, a niekiedy nawet ironiczny uśmiech w kąciku ust się przybłąka. Książeczka-wyjmowanka, prześliczna i przeurocza.



Już nie mogłam doczekać się sernikowej akcji organizowanej przez Oliwkę. Od zawsze lubiłam serniki. I drożdżówki z serem. I ciasta z nadzieniem serowym. I wszystko z serem! A serniki są z tego towarzystwa o tyle fajne, że robi się je rach ciach, miksuje wszystko, wylewa masę serową na spód i po godzinie ma się całą blachę pyszności.

 
Na pierwszy ogień poszedł kokos (w planach jest jeszcze sernik bananowy, truskawkowy i bardziej klasyczny, puchaty). Przepis mam od Basi. Zmieniłam go, jak zawsze, żeby był bardziej mój i wyszło duże puchate cudo. Pokroiłam na kwadraty, zapakowałam do pudełka, hops do torebki i ku chwale ojczyzny - na uczelnię. Sernik jest leciutki, z gatunku puszków-okruszków (puszek jak chmurka, po którym zostają same okruszki). Dobrze upieczony, ale właśnie nie ciężki, a taki miziasty. Pysz-ny! Dostałam już domowe zażyczenie na rok do przodu, ze na wielkanoc ma być właśnie taki. Nie zamula jak ulepek, jest idealnie słodki, z kokosową pianką na wierzchu, która przypomina kokosankę. Tylko ze zamiast małego ciasteczka jest cała warstwa na górze sernika.

I na górę kleks bitej śmietany. Ostatnio najchętniej wszystko kleksowałabym bitą śmietaną.


Sernik kokosowy

Składniki na prostokątną formę ok. 35x25 cm:
ciasto:
  • 200 g kruchych ciasteczek (ja dałam pełnoziarniste)
  • 100 g roztopionego masła
masa serowa:
  • 900 g zmielonego białego sera
  • 100 g jogurtu greckiego
  • 200 g cukru 
  • 1,5 paczki budyniu waniliowego
  • pół szklanki oleju
  • pół szklanki mleka
  • 5 żółtek
  • 2 białka
kokosowa pianka:
  • 6 białek
  • 5 łyżek cukru
  • 200 g wiórków kokosowych


Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 190 stopni C. 
Zrób spód: ciasteczka pokrusz na drobne okruszki, wlej masło i wymieszaj palcami. Okruszki ciastek mają wchłonąć masło. Wyłóż nimi dno foremki (wcześniej wysmaruj foremkę masłem i wysyp bułka tartą), dociskając mocno palcami, żeby spód był równy i zwarty. Wsadź do lodówki.
Zrób masę: zmielony ser zmiksuj ze wszystkim oprócz białe. Te ubij w oddzielnej misce na puszystą pianę. Przełóż gotową pianę do miski z serem, wmieszaj delikatnie drewnianą łyżką albo łopatką do ciasta. Wyciągnij ciasteczkowy spód z lodówki, wylej na niego masę serową i włóż do piekarnika na ok. 40-50 minut. W tym czasie zrób kokosową piankę na wierzch: białka ubij na sztywną pianę, dodając stopniowo po trochę cukru. Na końcu wsyp wiórki kokosowe i wymieszaj. Wyciągnij z piekarnika podpieczony sernik, wyłóż na wierzch równą warstwę kokosowej piany, włóż z powrotem do piekarnika i piecz jeszcze 15-20 minut, do zrumienienia wierzchu. 
Po upieczeniu wyjmij z pieca, przestudź (sernik lekko opadnie i tak ma być) i częstuj się. Smacznego!




Barbara Popławska, Marketing miłości w 44 wariacjach

(o książce napisałam wyżej)


sobota, 14 maja 2011

Co się wymądrzasz, orzeszku


- Ty jesteś taka zawsze mądralińska.
- A nie!
- Oho ho, no niee...
- Wcale nie tak zawsze.
- A wiesz co to znaczy, "wiem, że nic nie wiem", tak powiedział jeden filozof i wiesz, co miał na myśli? Że prawdziwie mądry człowiek ma świadomość tego, czego jeszcze nie wie i tego, że dużo jeszcze nie wie, to jest prawdziwa mądrość! Pokora!
- No - wzruszenie ramion, cyk: góra, dół. - Wiem.
- Widzisz! Ty nawet to wiesz!


No dobrze, czasem się wymądrzam. Ale! Tylko czasem. W myśl zasady chyba na pewno tak, a jak nie, to może a nuż się uda i będę miała rację. Co jest niekiedy powodem ogólnej wesołości D., który słuchając mnie, zaczyna robić dziwne miny, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. To jest znak, że oto nadszedł moment, kiedy należy spytać "prawda?", przeczekać wybuch śmiechu, powiedzieć oj i a, to myślałam, że i uśmiechnąć się najszerzej jak się da.


Ciasto. Bardzo pachnące, bardzo aromatyczne i bardzo mi smakuje. Pardon, smakowało. Już nie ma. Chrupiące od orzeszków, z masłem orzechowym - pysznym, lekko słonym. Żadne tam kremy orzechowe, czekoladowe czy orzechowo-czekoladowe do smarowania. One też są fajne, ale nie tu. Tutaj ma pachnieć orzechami, budzić do życia wszystkie kubki smakowe na języku i sprawiać, że wszystko jedno co się dzieje dookoła: jest miło i wystarczy. Słonko za oknem, ciasto w łapę i uśmiech na twarz. 

Ciasto jest kruche i jednocześnie bardzo delikatne. Duużo masła orzechowego i dwie tabliczki czekolady, pokrojone na spore kawałki, które po ugryzieniu ciasta roztapiają się w buzi. Pachnie niesamowicie, a zapach rozchodzący się po domu, kiedy ciasto kończy się piec jest fantastyczny. Pachnie domem, bzami, latem.


Przepis na ciasto wyszperałam gdzieś w sieci, szybko wydrukowałam i na następny dzień ciasto już stygło na stole. Zapomniałam tylko odpisać źródło przepisu (dlatego jeśli odnajdziecie w nim inspirację swoim przepisem, dajcie mi znać, a dopisze co trzeba). Ciasto jest bardzo proste i szybko się je robi. Nie wymaga jakiś specjalnych wygibasów w kuchni - składniki do miski, mikser w ruch, ciach ciach i zrobione. Włożyć do piekarnika, poczekać, wyjąć, nacieszyć się zapachami. Poczekać aż ostygnie, ukroić sobie mały trójkącik i porozkoszować się smakiem, zapachem, kruchością, wszystkim.


Ciasto na maśle orzechowym z czekoladą

Składniki na okrągłą blachę o średnicy 25 cm
  • 1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 60 g miękkiego masła
  • 1/2 szklanki masła orzechowego
  • 3/4 szklanki brązowego cukru
  • 1 duże jajko
  • 2 tabliczki posiekanej mlecznej czekolady
  • 2 garści grubo posiekanych orzechów włoskich
Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 180 stopni C. Blachę wysmaruj masłem i oprósz bułką tartą. 
Wrzuć do miski masło zwykłe, masło orzechowe i cukier.


Ubij wszystko mikserem na gładką masę. Możesz też użyć ręcznej trzepaczki, chociaż to jest bardziej pracochłonne i wymaga większej krzepy - ale można sobie popracować nad mięśniem w ręce. Gdy już nie będzie grudek cukru, na końcu dodaj jajko i utrzyj, żeby wszystko się połączyło. Wsyp mąkę z proszkiem do pieczenia i solą, wymieszaj. Na koniec posiekane orzechy i czekoladę.
Wymieszaj delikatnie, przełóż do formy, piecz przez około 30 minut. 
Przed pokrojeniem ciasto musi być przestudzone, wtedy kroi się na ładne równe kawałki.



Roma Ligocka, Dziewczynka w czerwonym płaszczyku


Niektóre książki, niezależnie od tematyki, rodzaju, gatunku - dobrze jest znać (żeby nie powiedzieć: trzeba, należy, powinno się). Opowieść o dziewczynce z listy Schindlera, którą opowiada dorosła już kobieta. A jednak cofając się w opowieści sześćdziesiąt lat wstecz, cofa się cała: wspomnienia, sposób myślenia, narracja. Książkę zaczyna opowiadać dziewczynka, która długo nie wie i nie rozumie, a potem nagle musi wiedzieć i rozumieć. Nie może się niczemu dziwić, nie może stanąć i powiedzieć: zaraz zaraz, poczekajcie, wytłumaczcie mi albo mamo, a dlaczego... Boby nie przeżyła.
Po sześciu latach niewzruszenia, kiedy wojenny koszmar się kończy, kiedy wreszcie ma być normalnie, ktoś przychodzi i oświadcza: a co cię to obchodzi. Znowu nie można się zastanawiać. Znowu za dużo myśleć, to źle.

piątek, 13 maja 2011

Konkurs pachnący kawą - rozwiązanie


Nagrody w konkursie Tchibo (o tym tutaj: klik!) za historie o kawie wędrują do:

Jegomościa, za historię, która ziarenkiem się toczy
Pysi, za zakręconego ogrodnika-Arabika
Makaronowego, za rozruszanie polskich gór stołowych :)
Kasi Czajkowskiej, za przeurocze popcornowe kiarenka kawy i reagge w filiżance
Mollisi, za niecierpliwe ziarenka, które nie lubią leżeć plackiem.

Zwycięzcom serdecznie gratuluję i już wysyłam maila z prośbą o adres do wysyłki. A wszystkim dziękuję za rozśmieszenie mnie, zaciekawienie, zaskoczenie Waszymi opowieściami. Zaczytywanie się w nie było bardzo miłe.
Ciepło (i aromatycznie!) pozdrawiam :)


wtorek, 10 maja 2011

Kuchnia do kwadratu, czyli pora na sezon - rabarbar



Wymyśliłyśmy wspólne gotowanie. 
My - ja i Oliwka. Połączone sezonowe siły Book Me a Cookie i Cynamonu i Oliwki. Gotowanie trochę razem, trochę osobno. Każda w swojej kuchni, ustaliwszy jednak wcześniej temat przewodni. W tym miesiącu rabarbar. Na dobry początek, bo co miesiąc będziemy gotowały coś z innym produktem sezonowym. Idea jest prosta: rzucamy pomysł na wykorzystanie tego, na co akurat jest pora, co jest najlepsze właśnie teraz, a za miesiąc czy dwa już się skończy. Ustalamy, co przygotowujemy, bez podawania jednak przepisu - każda robi swoją wersję i na wielkie trzy-czte-ry publikujemy przepis w konkretnym dniu o wcześniej określonej porze. I jest pyszna niespodzianka!
Co miesiąc będziemy publikować jedną potrawę w ramach nowego wspólnego cyklu Kuchnia do kwadratu. Pora na sezon. Jeden temat, dwa pomysły jak go ugryźć, dwa przepisy. 
Żeby jeść sezonowo. Żeby czerpać z tego, co najlepsze. Żeby było pysznie, zdrowo i kolorowo.
I żeby się inspirować :)




W mailu padło hasło: szarlotka z rabarbarem. No dobrze, robimy! Pisząc to, nie mam jeszcze pojęcia, co wymyśliła Oliwka. Na kruchym spodzie czy drożdżowa, z kruszonką, z cynamonem czy z wanilią? Dobrze, że jeszcze tylko parę godzin, bo jestem bardzo ciekawa :)

U mnie dom rozpachniał się jabłkami, rabarbarem i kokosem. Szarlotka na kruchym, ciasteczkowym spodzie, z porządną warstwą owoców (bo szarlotka musi mieć dużo jabłek!) i kokosową kruszonką, która po upieczeniu przypomina słodkie kokosanki. Jeszcze tylko bita śmietana, odrobina startej czekolady i witajcie w niebie. Szarlotka jest cu-dow-na. Słodka (ale nie muląca, o nie nie, takiej unikamy), z cudnie kruchym spodem. Jabłka są soczyste i  jest ich bardzo dużo, ale nie rozmiękczają dna. Viva tarta bułko! Wystarczy wymieszać ją z owocami przed pieczeniem, a w piekarniku wyłapie sok wypływający z owoców. Nie zmienia smaku, nie jest wyczuwalna w upieczonym cieście, a pozwala zrobić treściwą szarlotkę. 
Jestem bardzo, bardzo zadowolona z efektu końcowego.




Żeby zwieńczyć dzieła, na trójkątny kawałek nałożyłam chmurkę z bitej śmietany. Posypałam czekoladą. Lubię tak, klimaty z dzieciństwa. Jest wszystkiego po trochu: kruchy spód, miękkie owoce, chrupiąca kokosowa kruszonka, puchata śmietana i rozpływające się na języku kawałki czekolady. 
Jedna wielka sezonowa pycha.



Szarlotka z rabarbarem i kokosową kruszonką 

Składniki na okrągłą blachę ok. 25 cm średnicy
ciasto:
  • pół szklanki mąki
  • pół szklanki cukru
  • 150 g kruchych ciasteczek (mogą być biszkopty)
  • 100 g miękkiego masła
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
nadzienie:
  • 1 kg jabłek
  • 4 laski rabarbaru
  • 3-4 łyżki brązowego cukru
  • łyżeczka zmielonego cynamonu
  • 3 łyżki bułki tartej
kokosowa kruszonka:
  • pół szklanki masła w temperaturze pokojowej
  • pół szklanki cukru
  • pół szklanki wiórków kokosowych
  • łyżka mąki
na wierzch:
  • bita śmietana
  • starta czekolada
Przygotowanie:
Nagrzej piekarnik do 220 stopni C. Formę do ciasta wysmaruj masłem i wysyp bułka tartą. 
Przygotuj ciasto: ciasteczka włóż do torebki foliowej i pomaltretuj je wałkiem na proszek. Albo pokrusz w dłoniach. Zmieszaj następnie z mąką, cukrem, proszkiem do pieczenia, solą i masłem. Wyłóż tak przygotowanym ciastem, które może przypominać okruchy, dno formy, mocno dociskając dłońmi.


Przygotuj nadzienie: jabłka i rabarbar umyj, obierz, z jabłek powykrawaj gniazda nasienne, pokrój owoce: jabłko na ćwiartki i potem na plasterki, rabarbar na 2-3 cm kawałki. Włóż do miski, posyp cukrem, cynamonem i bułką tartą (bułka wchłonie sok z owoców i nie rozmiękczy dna). Wymieszaj owoce z dodatkami w misce i równą warstwą wyłóż na ciasto.



Przygotuj kruszonkę: Wymieszaj wszystkie składniki, posyp nimi wierzch szarlotki. 
Wstaw do piekarnika, piecz przez ok. 35-45 minut. Wyciągnij, pozostaw w formie do lekkiego przestudzenia i dopiero krój. Na wierzch możesz maźnąć kleksem bitej śmietany i posypać startą czekoladą, jak ja. Taka smakuje najlepiej :)





Martin Seligman, Prawdziwe szczęście

Taka ładna dedykacja. Pana psychologa, który stwierdził, że psychologia jest za poważna i za smutna. Że się zajmuje odchyłami od normy, a nie szczęściem. Więc wymyślił swoją własną, która skupia się na tym, co radosne. 
I w ten sposób dawno temu powstała psychologia pozytywna.


sobota, 7 maja 2011

Tyraj misiu


Tiramisu, absolutnie uwielbiam. Dużo puszystego kremu i genialne połączenie kawy z mascarpone i śmietaną. Bo takie ostatnio najbardziej lubię, z dodatkiem bitej śmietany, nie jajek. Mascarpone jest serkiem bardzo kremowym. Czyli na dłuższą metę trochę zamula. Dlatego tiramisu nie robi się z samego mascarpone, a dodaje do niego jajka albo śmietanę (jak w mojej wersji), żeby nadać całemu deserowi lekkości. 

Robiłam już tiramisu (klik tutaj), też zresztą ze śmietaną. To dzisiejsze jest jeszcze lżejsze, bardziej puszyste i śmietankowe. Nie lubię dodawać do słodkości alkoholu, dlatego nie nasączałam biszkoptów dodatkowo likierem. Zamiast tego zaparzyłam w ekspresie dobrą kawę i ciasteczka mają jej aromat. Dodałam też tylko cukru, żeby osłodzić mascarpone, ale jednocześnie aby cały deser nie był za słodki. I udało się - tiramisu jest pyszne, leciutkie i takie, że po jednym kawałku chce się jeszcze.



Warstwa po warstwie, na zmianę biszkopt krem biszkopt krem, całość posypana pyłkiem z kakao. Do lodówki, niech się dobrze schłodzi i aromaty się wymieszają, a potem tylko nałożyć sobie porządny kawałek, talerzyk w dłoń i a spróbuj zmieścić wszystkie warstwy na widelcu. Bo warstwy są konkretne. Zamiast wąskich paseczków kremu między biszkoptami jest prawdziwa kremowa góra pyszności.
A przy tym wszystkim tiramisu jest proste i szybkie. Nie trzeba piec. Jedyny dłuższy czas w "robieniu" deseru jest wtedy, gdy leży w lodówce i się schładza. Ale wtedy robi się sam.



Są konwalie, jest zabawa. 
Jest maj.


Tiramisu II (bardziej śmietankowe i puszyste)

Składniki na formę 30x15 cm:
  • 500 g sera mascarpone
  • 350 g śmietany 30% (schłodzona, prosto z lodówki)
  • 100 g podłużnych biszkoptów
  • 70 g cukru pudru
  • 2 filiżanki dobrego espresso
  • 2 łyżki kakao


Przygotowanie:
W czystej i suchej misce ubij śmietanę. Do sera mascarpone dodaj cukier puder i wymieszaj. Do tej masy stopniowo dodawaj bitą śmietanę i mieszaj ostrożnie drewnianą łyżką albo łopatką, aż masa będzie jednolita.
Biszkopty nasącz kawą (wcześniej zaparz i odstaw do przestudzenia - kawa nie może być gorąca) i ułóż pierwszą warstwę na dnie naczynia (ja użyłam prostokątnej, szklanej formy). 


Na nie wyłóż połowę kremu i rozsmaruj równą warstwą przy pomocy łyżki albo drewnianej łopatki.


Warstwę kremu przykryj drugą warstwą biszkoptów namoczonych w kawie i wyłóż na wierzch resztę kremu. 


Posyp kakao i wstaw do lodówki (owinięte folią spożywczą, żeby inne zapachy z lodówki nie zapachniły deseru). Tiramisu powinno dobrze się dobrze schłodzić przed podaniem - najlepsze jest jak poleży minimum 2 godziny w lodówce, bo wtedy smaki się "przegryzają" i tiramisu jest bardziej aromatyczne. 







Zygmunt Kałużyński w rozmowie z Dariuszem Zaborkiem
(w: Życie. Przewodnik praktyczny. 16 wywiadów Dużego Formatu - pisałam o nim tutaj - klik!)
Related Posts with Thumbnails