Dzisiaj kolejna pozycja z cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta! Nie wiesz o co chodzi? Informacje o piątkowym cyklu felietonów kulinarno-literackich Przy jedzeniu się (nie) czyta! znajdziesz tutaj.
Ściągacz: 1. Wzór przypominający grzywy fal na oceanie, powstały z przerabiania naprzemiennie oczek prawego i lewego. Ścieg ten wykorzystuje się głównie do robienia mankietów, dekoltów i dolnej części swetra, jest bowiem elastyczny i łatwo się rozciąga. 2. Zagadka.
Paszkot to ptaszek o szarym ubarwieniu, który buduje małe gniazda, nie jest agresywny, ale gdy trzeba, zażarcie broni swojego potomstwa. Paszkot to też Irlandczyk. Zygzak ze ściągaczem to charakterystyczny wzór na swetrze lub w innym znaczeniu: sny. Nabieranie oczek oznacza początek robótki, ale też początek w ogóle. Wszystko jest tu dwuznaczne. Jak Irlandzki sweter. Część garderoby i książka Dickson.
Gdybym przeczytała tylko pierwsze kilkadziesiąt stron, cisnęłabym książkę w kąt i napisała stosownymi słowami, co o niej myślę. Ale na szczęście książka ma stron ponad 400 i stopniowo się rozkręca. Bo moje pierwsze wrażenie nie było za ciekawe. Kolejna książka o kobiecie, która przewartościowuje swoje życie, zostawia męża, po czym ucieka z dzieckiem i kłębkiem sprzecznych myśli w głowie w siną (tu: irlandzką) dal. No dobrze, i co? Co z tego wynika. W ogromnej większości książek tego rodzaju - nic. Autor, choć częściej autorka, chce się tylko wygadać, przelać na papier co jej akurat ślina na język przyniesie, by na koniec życzyć czytelnikowi miłej lektury, miłego dnia i miłego życia. A Irlandzki sweter jest uszyty nieco inaczej.
Główna bohaterka owszem, ucieka od męża, zabierając ze sobą córkę, ale na tym podobieństwa do taniej literatury się kończą. Nie wybiera się na koniec świata, tylko jak logicznie myśląca kobieta postawiona w takiej sytuacji, udaje się tam, gdzie wie, że znajdzie pomoc - do swojej przyjaciółki w Irlandii. To, co tam zastaje, jest dla niej kompletnym zaskoczeniem. Ludzie, klimat, jedzenie i - najważniejsze - swetry. Od razu chce zobaczyć je wszystkie, chce odkryć ich historie. Ale Irlandki stawiają sprawę jasno: najpierw nauczy się tkać, potem mogą jej coś opowiedzieć.
A jest o co się starać. Kobiety na wyspie robią dla swoich mężów i synów niepowtarzalne swetry. Każdy mężczyzna dostaje od swojej żony lub matki gensej robiony jednym ściegiem - tym, który najbardziej pasuje do osobowości człowieka. W razie gdyby mężczyźni wypłynęli na morze i w czasie sztormu łódka by zatonęła, a ciała zostały wyrzucone na brzeg - kobiety będą dokładnie wiedzieć, kto był w łódce.
Książka Dickson jest ciepła i po ludzku mądra. Nie należy jej czytać między wierszami - nic się tam nie kryje. Nie ma zbędnych komplikacji, co najwyżej w pewnym miejscu fabuła zaplącze się na supełek, który wystarczy cierpliwie rozwiązać, by móc iść dalej.
Nicole R. Dickson - Irlandzki sweter
przeł. Joanna Bogunia, Dawid Juraszek
Warszawa 2011
stron: 416
wydawnictwo:
Słodka inspiracja? Miały być jeżyny, bo krzaki jeżynowe pachną w Irlandii tak intensywnie, jak nigdzie indziej. Miał być shortbread - bo jest kruchy, pyszny i na wskroś irlandzki. Miał być wreszcie tradycyjny irlandzki chleb na sodzie. Wyszło? Choróbsko. Takie z pełnym pakietem atrakcji. Nos, gardło, głowa - wszystko załatwione na amen. Leżę, śpię, czytam, śpię, czytam, śpię, leżę. Tak byle jak. Ale od czasu do czasu jak już coś zjem, to mimo zatkanego nosa, dokładnie czuję, co jem. I że to jest pyszne.
Deser na choróbsko
z kaszy manny i z domowym dżemem
Składniki:
- 0,5 l mleka
- 3 łyżki kaszy manny
- 1 łyżka miodu
- szczypta soli
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- na wierzch: kleks dżemu - ja ciapnęłam na środek łyżeczkę dżemu malinowego
- na wierzch: 1/2 kostki gorzkiej czekolady startej na małych oczkach
Przygotowanie:
Odlej 3/4 szklanki mleka. Wsyp do niego kaszę manną, wymieszaj. W tym czasie zagotuj mleko. Do gotującego się mleka przelej mleko wymieszane wcześniej z kaszką, miód, cukier waniliowy i sól. Gotuj na małym ogniu, ciągle mieszając, aż kaszka nie zgęstnieje - nie ma być bardzo gęsta. W konsystencji ma przypominać jogurt. Gdy będzie dobra, zestaw garnek z ognia.
Przełóż kaszę do miseczek, ciapnij na środek dżemem i posyp startą gorzką czekoladą.
Pycha!
22 komentarze:
Moja ukochana kaszka manna :D
Pyszna kaszka (chyba sobie ugotuję) i świetna recenzja :) mam ochotę na jedno i drugie :)
mmm- swojskie klimaty...pyszna kaszka, Asienko. Pozdrowka!
Taki deserek jest prawdziwie domowy, taki z dzieciństwa i pyszny. :)
Lubię książki,które ciekawią mnie juz od pierwszej strony. Właśnie taką zaczęłam i mam nadzieję,ze wciągnie mnie bez reszty :)
Pozdrawiam i zyczę zdrowia Asiu:*
Deser wygląda bardzo zachęcająco :)
Deserek ciekawy, ale ta książka... Ach... muszę zapamiętać tytuł :-)
Uwielbiam takie desery "dla chorych", jak mawia mój dziadek, choć miodu jeszcze nigdy do kaszki manny nie dodawałam.
O książce słyszę pierwszy raz, może się skuszę, choć z pozoru wygląda na dość banalną historyjkę (jakoś ostatnio mam odrzut od książek tylko "ciepłych", ale nie wnoszących żadnej innej wartości).
Książka zapowiada się interesująco, tylko zniechęca mnie wolno rozwijająca się akcja;)) Ale może się przełamie?;)
Deserek pycha:)
Rudziku, musialabyś sama zobaczyc, czy ci pasuje książka, różnie z nią może być :)
Anitko - oj tak, gdybym ja się nie zaparła w tej książce, podejrzewam, że też by mnie zniechęciła.
przeczytam, zachęcająco brzmi. masz u mnie wielkiego bonusa za 'ciapnij' w przepisie ;) zdrówka życzę
Już mam tę powieść w merlinowej przechowalni, koniecznie muszę sobie kupić. Mieszkam na surowej, irlandzkiej prowincji i ciekawa jestem jak to wszystko widzi pisarka. Pozdrawiam
Jeśli tylko nadarzy się okazja, chętnie sięgnę po książkę, bo zapowiada się ciekawie :) Szybkiego powrotu do zdrowia! ;)
Manna!! ;O Ubóstwiam tą zawartość miseczki.
I chciałabym ci ukraść kokardkę!
P.S
zmieniłam adres bloga: soulcakes.blogspot.com
Właśnie czytam tę książkę :)
Vanila - bonus! :D
Kasiu - ja też jestem ciekawa, czy zgadzałabyś się z książką. Wiadomo, że pisarz może zawsze coś podkoloryzować, a jak się żyję w tym miejscu, to często wygląda inaczej.
Aneta - ooo! I jak? :)
Sue - dobrze, że piszesz o zmianie adresu, zaraz lecę pooglądać :)
Ciekawe czy autorka była w Irlandii? Książkę chętnie przeczytam, jak się uporam z zaległymi książkami.
Kasza manna nijak nie jest irlandzka, ale gdyby zamiast kaszy dać płatki owsiane, byłoby już bardzo tradycyjnie.
Wracaj do zdrowia szybko
Jak o Irlandii i kulinarnie to muszę przeczytać!
Podoba mi się, ale jeszcze trochę zostało do końca :)
Jestem bardzo ciekawa jakie będziesz mieć wrażenia po :) Daj znać jak dojdziesz do końca!
Super wygląda ten deserek :)
Manna jest dobra na wszystko, bo kojarzsy mi się z kolacjami maminymi :)
chętnie przygotuję dla siebie ;) zapraszam do mnie ;)
Prześlij komentarz