Czwarta recenzja z copiątkowego cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta! - tym razem będzie prawdziwa smakowa mieszanka wybuchowa: odrobina słodyczy przyprawiona gorzką prawdą. Jednak zamiast kwaśnych min czekają niekontrolowane wybuchy śmiechu.
(Dla jeszcze niewtajemniczonych w cykl: klik klik po informacje tutaj!)
Jesteście gotowi na ostrą kulinarna jazdę bez trzymanki? Anthony Bourdain zabije Was śmiechem, rozbroi szczerością i opowie takie rzeczy o szefach kuchni, o jakich wam się nie śniło.
Od pierwszej strony wiedziałam, że to będzie książka, przy której jak nic popłaczę się ze śmiechu. Ba, nawet wcześniej niż od pierwszej strony. Wzięłam książkę do ręki, otworzyłam na chybił-trafił, a tam: Zasada pierwsza: uciekaj z hotelu najdalej, jak to możliwe. Zasada druga: unikaj miejsc, gdzie zbierają się tacy jak ty (to znaczy przyjezdni i turyści). Zasada trzecia: gdy znajdziesz nędzny bar wypchany po brzegi tubylcami, którzy najwyraźniej dobrze się bawią, wejdź, usiądź i zacznij pić. Już pana lubię, panie Bourdain.
Później jest już coraz lepiej. Jeśli myślicie, że tylko Bear Grylls zjada robaki na śniadanie, jesteście w błędzie. Bourdain robi to z nie mniejszą gracją. W końcu szkolił się w CIA (jak przystało na CIA, dla niepoznaki: Culinary Institute of America) i choć dziecięce plany zostania sławnym gangsterem albo wyjętym spod prawa kryminalistą spełzły na niczym (zbyt ciężka praca), Anthony nie zrezygnował z bezwzględnej ironii, bluzgania na lewo i prawo, zabijania błyskotliwym poczuciem humoru i wyzłośliwiania się na połowę kulinarnego świata. Fucha byłego szefa kuchni, obecnie kręcącego swój własny program podróżniczo-kulinarny Anthony Burdain: No reservations obejmuje, obok zajadania się smakołykami w najodleglejszych zakątkach świata i popijania ich miejscowymi alkoholami, takie uciechy, jak picie wódki ryżowej ramię w ramię z kambodżańskimi partyzantami, wgryzanie się w ugotowane, usmażone albo zapieczone w karmelu i nabite na patyczki pełzająco-bzykające rarytasy.
Jeśli spodziewacie się grzecznych tekstów o jedzeniu w stylu "och, co jest delikatniejsze: przegrzebki czy fois gras?", czeka was rozczarowanie. Bourdain, zamiast tracić czas na takie rozważania, serwuje opowieści z kuchennego piekła rodem. Co dzieje się na zapleczu miłych, acz z jakiegoś powodu świecących pustakami barów? Dlaczego odpadnięte literki z neonu z nazwą restauracji są jak wielki, czerwony znak STOP krzyczący: "omijaj to miejsce z daleka!" I jak naprawdę wygląda wieczór w restauracji - ale nie z punktu widzenia gości, którzy niecierpliwią się, że zamiast 6 minut, na zamówione dania przyszło im czekać 8, ale z perspektywy szefów kuchni, kucharzy i kelnerów, którzy uwijają się jak w ukropie, próbując skoordynować swoje ruchy jak primabaleriny w rosyjskim balecie.
Kolejna książka amerykańskiego szefa kuchni jest chyba jeszcze zabawniejsza od jej pierwszej części. To zbiór felietonów publikowanych w różnych amerykańskich tytułach na przełomie kilku lat - a że felieton sam w sobie nie jest długi, tak też jest w tym przypadku - prosto, krótko i dosadnie. Anthony Bourdain nie jest typem kucharza do rany przyłóż, który, gdy masz zły dzień, przybiegnie do ciebie z paczką chusteczek o zapachu lawendy i będzie pocieszał tak długo, jak tego potrzebujesz. O nie. On wyciągnie cię do baru, zatarga do zatłoczonych i zadymionych pubów, których atmosfera postawi cię na nogi. Zrobi rundkę po okolicy, żeby pokazać ci, gdzie się dobrze je i nie gorzej pije.
A po kilku drinkach opowie parę ciekawych historii - tych, o których wszyscy po cichu mówią, ale nikt nie wie czy naprawdę się zdarzają.
Bourdain z rozbrajającą szczerością dopieka masowej gastronomii, z ironicznym uśmiechem podchodzi do właścicieli restauracji serwujących zbyt wyrafinowane potrawy, aby dało się je zjeść bez wyrzutów sumienia, że popsuje się skomplikowaną konstrukcję na talerzu. Amerykanin wyśmiewa się z celebrity chefs. Obrywa się w zasadzie wszystkim po kolei. Jamiemu Oliverowi czy Nigelli - choć jej może nieco mniej, bo mimo, że Nigella nie jest szefem kuchni i nie potrafi gotować - potrafi tylko dobrze zjeść, Anthony trzyma się swojego pierwszego kuchennego przykazania: Dobre jedzenie rzeczywiście prowadzi do seksu. A kto inny oprócz Nigelli potrafi tak seksownie mieszać makaron i łamać czekoladę na kawałki?
Przy tej książce będziecie śmiać się na cały głos. Niechybnie przypalicie obiad, bo od Kill Grilla nie sposób się oderwać. Zacznie wam burczeć w brzuchach przy rozczytywaniu się w opisach potraw przygotowywanych przez Anthony'ego. Zapragniecie wszystkiego smakować, zobaczyć na żywo miejsca, które opisuje i spędzić całą noc na słuchaniu zwierzeń szefów kuchni.
Anthony Bourdain - Głodne kawałki. Kill grill 2
Tłumaczenie: Wioletta Lamot
Wydawnictwo W.A.B.
Wydanie I
Warszawa 2011
Stron: 408
Co słodkiego mogło mi się skojarzyć z Kill Grillem? Tylko ciasto czekoladowe!
Ale żeby nie było za grzecznie, dodałam gorzką czekoladę z chilli. Tak jak w książce, jest wyraziście, ale nie za ostro, tak i ciasto - baaardzo intensywnie działa na kubki smakowe, bo chilli wyostrza smak czekolady. Ale nie jest ostre, jeśli ktoś nie wie, co jest dodane do środka, nie wyczuje przyprawy.
Jest pyszne!
Jest pyszne!
Niegrzeczne ciasto czekoladowe z chilli a'la Anthony Bourdain
Składniki:
- 250 g mąki
- szczypta proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 250 g cukru
- 250 g margaryny albo masła (bardzo miękkiego)
- 2 prawdziwe, wiejskie jajka
- wielka łyżka dobrego kakao
- szklanka orzechów włoskich
- 1 tabliczka czekolady z chilli (lub 1 tabliczka zwykłej gorzkiej czekolady i szczypta zmielonego chilli - tak 1/4 łyżeczki)
- na polewę: 1 tabliczka gorzkiej czekolady
Przygotowanie:
1. Włóż wszystko do miski. Poza czekoladą.
2. Zmiksuj.
3. Czekoladę z chilli dodaj do środka, pokrojoną na małe kawałki, za to gorzką odłóż na polewę. Ciasto z czekoladą z chilli wymieszaj drewnianą szpatułką albo dużą łyżką.
3. Czekoladę z chilli dodaj do środka, pokrojoną na małe kawałki, za to gorzką odłóż na polewę. Ciasto z czekoladą z chilli wymieszaj drewnianą szpatułką albo dużą łyżką.
3. Posmaruj masłem (i posyp bułką tartą) blachę do pieczenia.
4. Wlej do niej ciasto.
5. Piecz ciasto w temperaturze 190 stopni C przez jakieś 50 minut. Sprawdzaj patyczkiem (czas może być dłuższy albo krótszy - mi zajęło to prawie godzinę). Po wyjęciu ciasta z piekarnika rozpuść gorzką czekoladę w miseczce postawionej na garnku z gotującą się wodą, a gdy przestygnie, polej nią ciasto.
Cykl recenzji Przy jedzeniu się (nie) czyta! powstaje we współpracy z portalem Bobyy.pl - także tam możesz znaleźć moje felietony literackie:
51 komentarze:
oooo! czytałam 1 część! muszę przeczytać i drugą - koniecznie :)
A ciasto wystrzałowe! Chili i czekolada - super!
Bardzo lubię Twoje piątkowe posty.
;)
kocham Antka :D mój synek miedzy innymi z powodu uroku Bourdaina ma na imię Tosiek :D pozdrawiam :)
Sandra - naprawdę? Ale fantastycznie! :)
Holga - och, bardzo dziękuję :)
Viri - druga część jest prześwietna! Przeczytałam ją jednym tchem i szkoda, że już jestem po tej przygodzie. I czekam niecierpliwie, może wkrótce będzie kill grill 3?
Muszę koniecznie przeczytać te książki! Już dopisuje do listy i czekam na kolejny piątek i kolejny post! Pozdrawiam!!
A ciasto jest bardzo apetyczne!
Bardzo zachęcające cytaty:) i ciasto świetne - takie niepokorne:)
muszę koniecznie przeczytać !
Świetna recenzja - od razu mam ochotę zamówić tę książkę, szczególnie że bardzo lubię wyluzowanego Anthonego. A ciasto czekoladowe zrobię na bank! Pozdrawiam http://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
pysnzie czekoladowe:)
Dorotko i Kasiu - nie zdradzę jeszcze jaki tytuł będzie za tydzień, ale też będzie fajny :)
Aniu - przypomniała mi się piosenka na to ciasto: to ja, typ niepokorny... :D uściski!
Mopsiku - oj warto. Czyta się lotem błyskawicy ;)
Aga - oj tak, baaardzo czekoladowe :)
Asiu przeczytałam recenzję z zapartym tchem. Chyba powiększę ilość swoich pudeł z książkami :)
A ciasto? Uwielbiam czekoladowe i już
Pierwsza część była genialna! Pochłonąłem ją jednego dnia.. A skoro ta jest jeszcze lepsza.. Jak tylko skończę zakupiony wczoraj "Świat od kuchni", biegną po KG2:)) BTW Super recenzja!!
Czekolada! najlepsze remedium na obecną pogodę :) Za książki Bourdaina muszę się zabrać, bo- sądząc po tytule- byłam przekonana, że zawierają przepisy na dania z grilla :P
Ciasto wygląda bajecznie. Jadłam czekoladę z chili, więc ciasto czekoladowe z chili też będzie rewelacyjne.
Karolinko, żeby nie było, ze cię namawiam do niecności ksiązkowych podczas przeprowadzki, ale TAK, powiększanie pudeł z ksiązkami zawsze jest zacne :)
Rudziku, nie nie, żadnych przepisów w niej nie ma ;)
Spencer - to ja sie chyba musze wziąć za "Świat od kuchni" ;)
Kolejna książka, którą dopisuję sobie na listę zakupów. Juz dwie z Twoich recenzji przeczytałam: Za oknem cukierni i Długi weekend. Kurcze, nie mogę doczekac się nastepnej recenzji, bo sa świetne! A czy będzie fajna książka? :)
Tak, będzie bardzo fajna ksiązka :)
Ja to ciasto wypróbuję w sierpniu, Kuchareczko i dam znać czy tak samo smakowało:)
Nigdy nie miałam w dłoni jego ksiązek, ale .. podoba mi się cholernie jego nazwisko w połączeniu z imieniem! :) Ma w sobie coś, nie wiem, jest to po prostu bombowy zestaw. ;)
Ha! Może jestem dziwna ;-).
A ciacho wspaniałe w Twoim wykonaniu Asiu Uśmiechnięta! :**
Narobiłaś mi smaka na lekturę książki. Myślałam, że będzie nudna, więc na nią nie polowałam. Chyba żałuję :/
Pierwsza czesc czytalam i usmialam sie jak norka - cos mi sie zdaje, ze bede musiala zapolowac na druga :) A na takie niegrzeczne ciasto skusilabym sie bez mrugniecia okiem. W koncu czasem trzeba troche zgrzeszyc.
Beato, czekam! Daj znać i życzę smacznego :)
Madziu, o tak tak, imię i nazwisko ma świetnie połączone, dobrze brzmiące. Buziaki kochana! :*
Ksiązkoholiczko - zapoluj. Jest świetna, ostatnie, co można o niej powiedzieć to to, ze jest nudna :)
Maggie - oj trzeba, trzeba! Jeśli podobała Ci się pierwsza czesc, przy drugiej tym bardziej sie uśmiejesz. Zreszta nawet gdy ktos nie czytał I. czesci, przy drugiej popłacze się ze śmiechu :)
już sobie wyobrażam czytanie tej książki podczas jedzenia takiego ciacha... :)
Oo, lubię tego pana! Czytałam pierwszą część i coś obiło mi się o uszy, że pojawi się druga. Dzięki za przypomnienie, muszę pędzić do księgarni w takim razie :)
Super blog! chyba nie można było stworzyć znakomitszego połączenia: jedzenie i czytanie :))
~ Bosco!
będę zaglądać częściej Asiu :)
Pozdrawiam
muszę sobie kupić tę książkę! :) bardzo mi się podoba Twoja recenzja i ciacho :)
Witaj. czytam Twojego bloga z wielkim zainteresowaniem. Mam dla Ciebie niespodziankę. Zapraszam do mnie po wyróżnienie.
Pozdrawiam
Wiewióra
Uwielbiam Cie czytać ! A ciasto to dopiero mi się podoba - pycha:)
Uhu hu, dzięki wiewióreczko! :)
I Tobie Anitko dziekuję :)
Zauberi, Brzuszku - oj pędźcie dziewczyny do księgarni, bardzo warto!
Ika - miło mi :) I vice versa!
Paula - tak, mieszanka iście wybuchowa ;)
Asienko, swietnie sie czyta Twoje posty... usmialam sie z tej Nigelli mieszającej makaron w seksualnym aspakcie... Pamietaj, czekamy tu na Ciebie i pozdrawiamy cieplo!
Unikam jedzenia w restauracjach jak tylko się da. Wolę się czasami sama namęczyć. Mam kolegów w szkole gastronomicznej. Oj dzieje się na kuchniach. Po takich opowieściach już nigdy nie wchodzi się do knajpy tak samo jak wcześniej...
Uwielbiam Twoje wpisy ,nie tylko te piatkowe,jednak te piatkowe sa juz jakims uzaleznieniem.Ksiazka wg twojej recenzji musi byc swietna...ogladam czesto taki cykl programow (tutaj w Niemczech)wlasnie o podobnym temacie...wiesz jaki efekt z ich ogladania??naprawne unikam jedzenia w resteuracjach(no ok czasem idziemy)ostatnio nawet obrzydzilam sobie wyjazdy na wakacje do tzw letnich kurortow(turcja, tunezja itd...ale to nie ta bajka-wiec nie bede sie tu rozpisywac:)
A ciacho superaste.
noooo dla samej nazwy to te ciasto chyba warto upiec :D
Ale wygląda smakowicie
Ale świetne ciacho!:)
Jako Paula, dodam coś do komentarza Pauli: ja sobie wyobrażam, jak to ciastko spada na książkę...zatrzymanie rytmu serca murowane. :P
serio serio :) jest tylu fantastycznych Antków na świecie :D Banderas, Bourdain , Hopkins i mój syn :P
Sandra, w takim razie ja te zaczynam wielbić antkowych panów :D Bo Antek to jest w ogóle śliczne imię, jak byłam mała, to nawet miałam (i nadal mam! siedzi na regale :) ) fioletowego pajacyka z białymi falbankowymi gaciami - i uwielbiam go, jest najlepszą zabawką świata ;)
Pluskotko - i plask! polewą do dołu, czyli na kartkę :D Oj nie, na szczęście do tego nie doszło :)
Judiku, margot - dziękuję dziewczyny!
Basiu - a tak, ona tak potrafi ;) I ja Was ciepło pozdrawiam na odległość. Bardzo bym chciała znowu do Was zajrzeć, w tym roku niestety nie dam rady, ale może w przyszłym, w celach zakupowo-ksiązkowych. Nie chce Wam sprawiac kłopotu Basiu :)
Ninette - mam doświadczenie tylko z kawiarnią, która jest zresztą przefajna, ale podejrzewam, że w restauracjach dzieją się czasami dantejskie sceny ;)
Ewam - a ja bym chętnie posłuchała tej innej bajki :) Oj, jak żałuję, że u nas takiego programu nie ma! Chociaz nie, jest, na tvn style, kazdy odcinek poświęcony jest innemu zawodowi, np. hotelarzom, kucharzom, sprzątaczkom, etc. Tylko mam wrażenie, że mimo że czasem jada po bandzie, to i tak w wersji light i nie wszystko mówią ;)
Wypiecz wymaluj, ślicznie dziękuję, już pędzę!
Uwielbiam Anthony'ego! Bardzo często oglądam jego programy :)
Takie ciasto czekoladowe przydałoby mi się na początek dnia...bo tak pochmurno za oknem... pysznie się prezentuje :)
Mam tę książkę w kolejce - tym bardziej cieszę się, że coś o niej napisałaś. I to świetne "coś" :). Ciasto też bym przy okazji schrupała ;).
Monico - taak, u mnie tez leje. Niezmiennie od 3 dni :|
Evito - to masz bardzo zacną pozycję w kolejce ;)
Recenzja super, ja właśnie skończyłam Bar McCarthy'ego - Pete McCarthy. Może Ci się spodobać, autor ma podobne zasady co do barów, gdzie bywają tubylcy, choć czasem je łamie.
Kill Grill zapiszę na liście do przeczytania.
Wiosanko, dziękuję, ze mi piszesz. Chyba nie widziałam tej książki. Jak piszesz, ze warto, to się porozglądam w księgarniach. Dziękuję! :)
Ja ją znalazłam w Taniej Książce w Krakowie. Chyba to było w tej na Grodzkiej za 15 zł. W sumie żałuję, że nie przeczytałam w oryginale, ale jakoś chciałam ją mieć od razu
W oryginale, po angielsku? Byłaby lepsza?
Tłumaczenia nigdy nie będą tak dobre jak oryginał, a że mieszkam teraz w Dublinie wolałabym wiedzieć czy pod pasztetową z książki faktycznie kryje się white pudding jak przypuszczam, czy muszę poszukać tu gdzieś owej pasztetowej
Popieram Wiosankę. Choć niektóre tłumaczenia sa mistrzostwem świata, sa i takie, że pożal się boże i mam ochotę czytac nietłumaczone.
Ach! O to chodzi. Tak teraz myślę, że faktycznie. A już jak kilka różnych osób recenzuje kolejne wydania, widać różnice.
Książką jest naprawdę niezła :) Ja skusiłem się na nią po przeczytaniu recenzji tutaj http://klub.dilmah.pl/blog/2011/07/18/przy-filizance-herbaty-kill-grill-2-do-wygrania/ I jakoś tak się wciągnąłem że już nie mogłem sobie odmówić zakupu :)
To ciasto, ahhhhhh...;) musi być przepyszne! uwielbiam wszystko, co ma czekoladę;) a książka faktycznie musi być świetna, czytałam już o niej, bodajże na stronie klubu miłośników dobrej herbaty - bardzo ją zachwalali;)
Rzeczywiście tłumaczenie tej książki było jak jedzenie Pani ciasta. Ogromną przyjemnością, ale i nie bez szczypiących w język (polski) kawałków.
Dziękuję za rzetelną recenzję i przepis.
Kolejny Kill Grill Bourdaina już się szykuje:)
Prześlij komentarz